- Ludzie boją się mówić między sobą, że te wybory zostały sfałszowane - oświadczył Jarosław Kaczyński w czasie marszu z okazji 13 grudnia. To bardzo optymistyczny sygnał. Należy się cieszyć, że Polacy boją się opowiadać między sobą kłamliwe brednie - pisze w komentarzu w "Gazecie Wyborczej" Wojciech Maziarski .
Jak zauważa publicysta, społeczne potępienie jest skuteczniejszym środkiem odstraszania niż kary. - Groźba ośmieszenia się, kompromitacji, utraty dobrego imienia. Strach przed wykluczeniem z dobrego towarzystwa. Możemy to też nazwać standardem politycznej poprawności. Jeśli ten bezpiecznik w jakiejś społeczności działa i skutecznie powstrzymuje przed wyrażaniem poglądów aberracyjnych, to już jest dobrze. Nie potrzeba nic więcej. Jarosław Kaczyński powiedział, że w Polsce on działa. Super - cieszy się Maziarski.
Zauważa również, że mocne słowa o fałszerstwach wyborów samorządowych, które w Polsce odmieniane są przez wszystkie przypadki, nie pojawiły się na forum w Parlamencie Europejskim. To zastanawiające, że PiS w kraju bez skrępowania opowiada swojemu elektoratowi to, czego wstydzi się mówić w dobrym europejskim towarzystwie. Czyżby dlatego, że jego zdaniem "ciemny lud wszystko kupi"? - zastanawia się publicysta.