Rzecz jasna Rosoliemu nie chodziło o to, by w spektakularny sposób pożegnać się z życiem. Z całej akcji mieli wyjść żywi zarówno on, jak i anakonda, która miała go połknąć. Przyrodnik zdecydował się na wzięcie udziału w tym karkołomnym przedsięwzięciu firmowanym przez kanał Discovery, bo chciał zwrócić uwagę ludzi na problem niszczenia lasów deszczowych w Amazonii - pisze "The Telegraph" .
Tak Discovery zapowiadało show >>>
Rosolie ubrany był w specjalny kombinezon z włókna węglowego, zapewniający możliwość oddychania. Dzięki zamontowanej kamerze chciał sfilmować wnętrze węża. Jednak mężczyzna nie został całkowicie połknięty przez anakondę. Widzów spotkało rozczarowanie - spodziewali się bowiem "wędrówki" Rosoliego przez brzuszysko bestii - pisze "The Telegraph".
Z pewnością jednak Rosolie dostarczył im emocji, pozwalając anakondzie owinąć się wokół niego, zanim ogłosił, że przerywa misję. Wywołał tym samym przerażenie organizatorów, którzy obawiali się, że wąż może naprawdę wyrządzić krzywdę śmiałkowi.
- Do niczego nie zmuszaliśmy anakondy. Zachowała się tak, jak w swoim naturalnym środowisku - powiedział po wszystkim Rosolie, tłumacząc, że węże często zwracają niedojedzony pokarm, np. kiedy przestraszą się nadchodzącego drapieżnika. Przyrodnik uspokajał też wszystkich oburzonych tym, że może zrobić wężowi krzywdę. - Nigdy nie zadałem cierpienia żadnemu żywemu stworzeniu - mówił.
Widzowie w USA mieli już możliwość obejrzenia akcji przyrodnika. 10 grudnia film zostanie wyemitowany w Finlandii, Danii, na Węgrzech i w Polsce, a dwa dni później zobaczą go Australijczycy. Później będzie pokazywany w innych krajach, m.in. w Chinach i Indiach. Discovery spodziewa się na całym świecie ok. 4 mln widzów.
Chcesz wiedzieć więcej i szybciej? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE!