"PiS-owski marsz w obronie demokracji nie będzie żadnym zamachem na demokrację i państwo. Co najwyżej - na rozum i poczucie smaku" - pisze w najnowszym "Newsweeku" Tomasz Lis. Komentuje w ten sposób zwołane przez PiS na 13 grudnia demonstracje w całej Polsce.
Wyznaczenie daty marszu na 13 grudnia, rocznicę wprowadzenia stanu wojennego, publicysta nazywa "prostacką analogią". Zdaniem Lisa ma ona zrównywać dzisiejszą Polskę z Polską stanu wojennego, prezydenta Bronisława Komorowskiego z generałem Wojciechem Jaruzelskim, a obecną, demokratyczną władzę z wojskową juntą.
Podobnym tropem w serwisie Polityka.pl idzie Daniel Passent. "Wtedy były czołgi i WRON, masowe aresztowania. Teraz jest marsz róż, dymisja PKW i państwo prawa" - zauważa publicysta, podkreślając że historyczne skojarzenia są "nadużyciem".
Publicyści komentują także obsadę komitetu honorowego marszu. Znaleźli się tam m.in. abp Wacław Depo, bp Wiesław Mering, Paweł Lisicki, Tomasz Terlikowski i Jacek Karnowski. "Marsz jest partyjny, więc duchowni udzielają przez udział w komitecie honorowym poparcia partii politycznej. To jest sprzeczne z obecną nauką Kościoła, która zabrania duchownym angażować się na rzecz takiej czy innej partii politycznej" - podkreśla Adam Szostkiewicz w serwisie Polityka.pl .
Także Passent ocenia, że obecność biskupów jest "nie na miejscu". "Nie mieszajmy sacrum z profanum" - zaznacza. "Obecność znanych dziennikarzy propisowskich w Komitecie Honorowym marszu organizowanego przez PiS mnie nie dziwi. Oni są na swoim miejscu" - dodaje.
Według Lisa marsz to kolejna próba delegitymizowania państwa i jego porządku, ale też "szyderczy śmiech z ofiar stanu wojennego". Jednak zdaniem publicysty uzurpowanie sobie przez partię Jarosława Kaczyńskiego prawa do tamtych wydarzeń nie powinno dziwić. "Jeśli można instrumentalizować politycznie tragiczną śmierć 96 osób na pokładzie prezydenckiego samolotu, to żaden kolejny popis skrajnego cynizmu szokować nie może" - zaznacza naczelny "Newsweeka".
Zdaniem Lisa w zapowiedziach marszu jest także element komiczny: "Oto człowiek, który chyba jako jeden z ostatnich Polaków dowiedział się o wprowadzeniu stanu wojennego (jak sam mówi - ok. godz. 11) będzie protestował przeciw władzy popychającej Polskę w stronę Białorusi" - pisze publicysta.
I wylicza, przeciwko komu protestować będzie Kaczyński. "Przeciw prezydentowi i marszałkowi Senatu, którzy od wielu godzin byli w obozie internowania, kiedy pan Jarosław przecierał oczy po przebudzeniu w mamusinych pieleszach".
Lis kwituje: Kaczyński najwyraźniej nigdy nie wybaczy komunistom, że w 1981 całkowicie go zignorowali.