Hofman przerywa milczenie ws. lotu do Madrytu. I przedstawia nową wersję: "Wrobiono nas, będziemy walczyć!"

- Wrobiono nas, będziemy walczyć! - mówi w rozmowie z tygodnikiem "wSieci" Adam Hofman. Były rzecznik PiS przerywa milczenie i przedstawia zupełnie nową wersję wydarzeń, które doprowadziły do jego usunięcia z partii. - Zrobimy wszystko, by przedstawić opinii publicznej prawdziwy stan rzeczy - zaznacza.

Problemy Adama Hofmana, Antoniego Kamińskiego i Adam Rogackiego zaczęły w listopadzie, po służbowej podróży do Madrytu. W wyjeździe posłom towarzyszyły żony. Według relacji "Faktu" panie piły na pokładzie własny alkohol i zachowywały się głośno. Kiedy stewardesa zwróciła im uwagę, kobiety miały zacząć się awanturować. Interweniować musiał kapitan samolotu.

Media opisały incydent i przy okazji prześwietliły lot posłów do Madrytu. Wyszło na jaw, że politycy wzięli z Sejmu 20 tys. złotych zaliczki na podróż samochodową. A w rzeczywistości polecieli tanimi liniami lotniczymi, płacąc za bilety po kilkaset złotych.

PiS zawiesił posłów, a następnie usunął z partii. Politycy nie odwołali się od tej decyzji. Nie komentowali też sprawy w mediach. Aż do teraz.

Dlaczego samochodem? Bo innego formularza nie było!

W wywiadzie dla najnowszego numeru tygodnika "wSieci" Adam Hofman przekonuje, że żadnych nadużyć nie popełnił - Posłowie mają wyłącznie dwie opcje: zakup biletu przez Kancelarię Sejmu lub ekwiwalent gotówkowy w wysokości odpowiadającej cenie najtańszego biletu lotniczego na danej trasie - mówi. Oni wybrali ekwiwalent. A dlaczego napisali w oświadczeniu, że jadą samochodem prywatnym? Hofman wyjaśnia: - Bo innego formularza umożliwiającego określenie miejsca i czasu podróży w Kancelarii Sejmu nie ma. Można albo wziąć bilet od Kancelarii Sejmu, i wtedy niczego takiego się nie wypełnia, albo samemu organizować wyjazd. I wtedy, niezależnie, czy jedziemy pociągiem, rowerem czy samochodem, wypełnia się właśnie "kartę podróży samochodem prywatnym". To pismo oznacza tylko tyle, że nie chce się biletu, więc przysługuje ekwiwalent w wysokości jego ceny. Tak to ustaliła Kancelaria Sejmu, taki druk przedkładała posłom, tak to od lat funkcjonuje i w ten sposób są rozliczane podróże wszystkich posłów co najmniej od 2009 r.!

A w oświadczeniu napisali co innego

Tłumaczenia Hofmana różnią się zasadniczo od wersji przedstawionej zaraz po wybuchu afery. Posłowie napisali wtedy w oświadczeniu: "Dokonaliśmy zwrotu całej pobranej zaliczki za ryczałt na przejazd samochodami na konto Kancelarii Sejmu RP. Okoliczności dotyczące podróży do Madrytu zostały przedstawione przez nas samych, co potwierdza pismo z dnia 4 listopada br., w którym zadeklarowaliśmy zwrot całości pobranej zaliczki".

Dlaczego wtedy chcieli zwracać, a dziś twierdzą, że kilkutysięczna zaliczka im się należała? Hofman dla "wSieci": - Chcieliśmy zamknąć temat, ale nie rzekomych nieprawidłowości, lecz temat naszych żon. Uznaliśmy, że skoro okoliczności towarzyszenia nam żon w tym wyjeździe budzą takie emocje, to uznając wyjazd za prywatny i zwracając całą zaliczkę, spowodujemy, iż tabloidy odczepią się od naszych rodzin. Zaczynało to być już bowiem groźne: żona dzieci nie mogła bezpiecznie odebrać ze szkoły. To także była końcowa faza kampanii wyborczej.

"Wielokrotnie dokładałem ze swoich"

W wywiadzie Hofman nie tłumaczy jasno, dlaczego pobrał z Sejmu tak wysoki "ekwiwalent" - mowa przecież o 6 tys. złotych. A bilet na lot liniami Ryanair kosztował tylko kilkaset.

Z informacji "Newsweeka" wynika, że były rzecznik PiS odbył łącznie 25 wyjazdów na posiedzenia Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy i jego komisji. W większości przypadków rozliczał podróże jako samochodowe. Z Kancelarii Sejmu za wyjazdy autem do Strasburga, Paryża, Londynu i Madrytu łącznie otrzymał około 64 tys. złotych. Mimo to poseł narzeka, że w czasie tych wojaży musiał "dokładać ze swoich". - Wielokrotnie tak robiłem, gdy musiałem wracać do kraju nagle. Wtedy, jak wiadomo, jest najdrożej. Mało tego. Jeśli poseł w ostatniej chwili dostaje z Kancelarii Sejmu bilet lotniczy, a nie ekwiwalent, to już koszty dotarcia z lotniska do hotelu, koszty przemieszczania się w danym mieście pokrywane są wyłącznie z własnych środków. Kancelaria Sejmu tego nie refunduje - żali się w rozmowie z "wSieci".

Wersja przedstawiona przez Hofmana nie wszystkich przekonuje. "Hofman dobrze opisuje sytuację od strony formalnej. Ale wyjaśnić, jak być w Londynie i u nas w studiu... się nie da" - pisze na Twitterze Tomasz Skory.

Część komentatorów zwraca jednak uwagę na samo przerwanie milczenia. "Co za kombek!" - pisze Michał Szułdrzyński. "Fascynująca strategia" - ironizuje zaś Wojciech Engelking.

Więcej w serwisie wpolityce.pl >>

Czy te tłumaczenia jeszcze uratują Hofmana?

Wydaje się, że najważniejsze dla Hofmana i pozostałych posłów nie jest przekonanie do swojej wersji wyborców i opinii publicznej, ale prezesa Jarosława Kaczyńskiego. To na jego wniosek zostali usunięci z PiS. Na posiedzenie komitetu politycznego posłowie nie zostali zaproszeni. Wcześniej Kaczyński jasno powiedział, że nie chce ich w partii. Decyzję politycy podejmowali za zamkniętymi drzwiami. Poseł PiS i były szef CBA Mariusz Kamiński tak komentował aferę: - To przykra i żenująca sprawa. Nie można tolerować patologii.

Wątpliwości nie miał też Marcin Mastalerek, nowy rzecznik PiS: - Sprawa Adama Hofmana, Mariusza A. Kamińskiego i Adama Rogackiego jest dla Prawa i Sprawiedliwości zamknięta.

Może rzecznik się jednak mylił? Nadal otwarte pozostaje pytanie, czy posłowie wypełniali sejmowe druki zgodnie z prawdą. Deklarowali w nim nie tylko jazdę samochodem, ale też daty przekraczania granic. Im dłuższa delegacja i więcej noclegów, tym wyższa zaliczka.

Oprócz marszałka Sejmu Radosława Sikorskiego wyjazdami posłów zajmuje się prokuratura. Klub poselski SLD w stołecznej prokuraturze okręgowej złożył zawiadomienie ws. Hofmana, M.A. Kamińskiego i Rogackiego. - Wysłaliśmy wniosek do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa z art. 231 par. 1 i 2, chodzi o przekroczenie uprawnień funkcjonariusza publicznego w celu osiągnięcia korzyści majątkowej, i art. 286 - informował rzecznik SLD poseł Dariusz Joński.

Chcesz wiedzieć więcej i szybciej? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE!

Więcej o: