- Rezygnacja z członkostwa klubowego i partyjnego w PiS była całkowicie moją decyzją. Nikt mnie do niej nie zmusił. Kiedy zorientowałem się, że przez niejasności moje ugrupowanie może mieć problemy, wystąpiłem z niego. W przyszłości ewentualnie będzie można rozmawiać o moim powrocie, oczywiście, kiedy wszystkie wątpliwości zostaną rozwiane - oświadczył Girzyński w programie "Jeden na jeden" w TVN24 .
Mówił o oskarżeniach, które pojawiły się pod jego adresem po doniesieniach mediów, jakoby nieprawidłowo rozliczył swój wyjazd służbowy do Paryża, na który zabrał też swoją matkę.
Poseł wielokrotnie w rozmowie z Bogdanem Rymanowskim podkreślał, że jest niewinny i nie ma sobie nic do zarzucenia. Zapytany, dlaczego nie próbował wyjaśnić sprawy bezpośrednio u marszałka Sejmu Radosława Sikorskiego, odparł: - Pan marszałek Sikorski jako polityk konkurencyjnego ugrupowania nie jest odpowiednią osobą, by być sędzią nie tylko w mojej sprawie, ale i innych posłów. (W kwestii nieprawidłowości wyjazdów - red.) wszystko jest od początku rozgrywane przeciwko PiS. To m.in. za pośrednictwem mediów chcę wyjaśniać wątpliwości - zadeklarował Girzyński.
Oświadczył też, że nieprawdziwa jest informacja, jakoby jego matka poleciała z nim do Paryża za pieniądze Sejmu. - Była tam ze mną, ale zapłaciła ze swoich środków. To zresztą był jej pierwszy wyjazd zagraniczny - powiedział poseł. Według niego w mediach trwa nagonka na posłów. - W przestrzeni publicznej krąży błędna informacja, że posłowie rozliczają wyjazdy samochodowe. Parlamentarzyści podczas wyjazdów zagranicznych mają dwie możliwości: mogą albo otrzymać bilet zakupiony przez Kancelarię Sejmu, albo dostają ekwiwalent samolotowy, czyli równowartość najtańszego biletu. I wtedy to już jest sprawa każdego posła z osobna, w jaki sposób ta podróż się odbędzie - twierdzi Girzyński.
- Jako jeden z nielicznych znam dokładnie przepisy dot. wyjazdów. Sześć lat temu zlikwidowano w Sejmie tzw. kilometrówki, aby podróże były tańsze. Lecąc do Paryża, kupiłem bilet we własnym zakresie, bo tak było dla mnie wygodniej. Podróżowanie w ten sposób daje mi większą swobodę i oszczędność czasu - powiedział b. poseł PiS. Oświadczył, że nie pamięta, w jakiej dokładnie wysokości ekwiwalent pieniężny otrzymał na podróż.
- Jestem w stanie udowodnić, że dzięki mnie na moich delegacjach skarb państwa zaoszczędził bardzo dużo pieniędzy. Jeśli ktoś sformułuje wobec mnie zarzut próby wyłudzenia, spotkam się z nim na drodze cywilnej - powiedział Girzyński, tłumacząc, że często wyjazdy indywidualnie organizowane przez posłów są tańsze niż te, na które bilety kupuje Kancelaria Sejmu.
Poseł powiedział, że choć nie ma za co przepraszać i tak to wcześniej uczynił z szacunku do osób, które uwierzyły w to, że może być winny. - Moi rodzice i nauczyciele wpajali mi zasadę Bóg, honor, ojczyzna. Bóg jest dla mnie najważniejszy, a honor został naruszony. Jak zostanie przywrócony, będę mógł rozmawiać z prezesem Kaczyńskim (o powrocie do PiS - red.). Dostaję wiele sygnałów solidarności także od członków tego ugrupowania. Jeśli prokuratura postawi mi zarzuty, zrzeknę się immunitetu. Ale ja nie mam sobie nic do zarzucenia! Zdaję sobie też sprawę z tego, że ta sprawa może być końcem mojej kariery politycznej - oświadczył Girzyński.
Chcesz wiedzieć więcej i szybciej? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE!