Dwuletni Adaś kilka dni temu wyszedł w nocy z domu i przez kilka godzin przebywał na mrozie w cienkim ubraniu. Po przewiezieniu do szpitala temperatura jego ciała wynosiła tylko 12 stopni Celsjusza. Na specjalistycznym oddziale krakowskiego szpitala powoli leczono u dziecka głęboką hipotermię.
Dziś prof. Janusz Skalski, kierownik Kliniki Kardiochirurgii Dziecięcej w Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym w krakowskim Prokocimiu, gdzie leży chłopiec, powiedział, że nawiązano z dzieckiem kontakt. - Oczywiście z pewnymi zastrzeżeniami, na tyle, na ile można nawiązać kontakt z dzieckiem dwuletnim - dodał. - Ale jakiś kontakt oczywiście jest, to jest dziecko mądre - powiedział.
Dziś ma nastąpić kolejny etap leczenia. - Tym się bardzo cieszymy, ale nie wiemy, co będzie dalej, jak długo będzie trwał proces leczenia - powiedział lekarz. Poinformował też, że dziecko najprawdopodobniej będzie miało zapalenie płuc. - Tego się spodziewamy, bo to zawsze w takich wypadkach występuje. Jak długo będzie dochodziło do siebie i będzie na nowo poznawało świat - też tego nie wiemy. Będzie wymagało troskliwej rehabilitacji, która może potrwać od kilku do kilkunastu dni - stwierdził.
Lekarz odmówił udzielenia odpowiedzi na pytanie o stan mózgu chłopca, tłumacząc, że zbyt szczegółowo wchodzi ono w prywatne sprawy rodziny. Przyznał tylko, że na razie dużo nie wiadomo.
- Teraz już mówię bardzo odważnie, że jest to sukces, że dziecko się wybudziło po tych przejściach. To jest kapitalna wiadomość. Dziecko, które było już na drugim świecie zebrało się i jest z nami. Wróciło do nas, do świata żywych - cieszył się Skalski.
- Mam pełną odwagę mówić o cudzie. Dla mnie to jest cud - dodał.
Przyznał też, że bardzo cieszy go fakt, że Adaś bierze do rąk zabawki. Przyznał też, że chłopiec zaczął coś mówić.
Do tej pory najniższa temperatura ciała, z jakiej udało się wybudzić pacjenta, wynosiła ponad 13 stopni. - Nie ma żadnych wątpliwości co do tego, że jest to unikalny przypadek w skali światowej, najniższa temperatura z wybudzeniem pacjenta - powiedział lekarz, dodając, że sprawą interesują się zagraniczne placówki.
Jakie wnioski wyciąga ze sprawy dwulatka? - Doświadczenie jest przede wszystkim takie, że w sytuacji skrajnej nigdy nie należy rezygnować - powiedział Skalski. - Trzeba walczyć o pacjenta do końca, w szczególności o dziecko. Trzeba zrobić wszystko, żeby każdego, kto ma cień szansy, w kim tli się gdzieś tam życie, ratować i zrobić wszystko, żeby potem nie mieć tego pacjenta na sumieniu - zaznaczył.
Z dziennikarzami rozmawiali też rodzice dwuletniego Adasia. Jego matka bardzo dziękowała wszystkim za wsparcie i trzymanie kciuków. Mówiła też o radości, jaką jest dla niej przebudzenie się syna. - Dzisiaj przede wszystkim jest wielkie szczęście - zobaczyliśmy syna jak oddycha samodzielnie, otwiera oczka, reaguje na ruchy. To jest niesamowita radość dla nas - powiedziała. - Cieszymy się teraz każdą minutą, każdą chwilą spędzoną z synem - dodała.
Przyznała jednak, że babcia chłopca - która pilnowała go tej nocy, kiedy wyszedł z domu - jeszcze nie weszła, żeby go zobaczyć. Wcześniej pojawiały się informacje, że po całym wydarzeniu trafiła do szpitala na oddział psychiatryczny. - Może tak: wszystko jest w porządku - odpowiedziała wymijająco matka chłopca na pytania o samopoczucie babci.
Ojciec Adasia też mówił o swoim szczęściu po wybudzeniu chłopca. - Czuję samą radość z tego, że zobaczyłem syna, który otworzył do mnie oczy, to jest niesamowite uczucie. To tak, jakby drugi raz się narodził - stwierdził. - Chcieliśmy podziękować całej ekipie, lekarzom, panu policjantowi, który go znalazł, wszystkim, którzy nas wspierali - podkreślił.
- Naszym zdaniem po prostu ktoś nad nim czuwał. Modliliśmy się wszyscy, żeby wszystko było w porządku i dzięki Bogu jest - dodała matka.
Opowiedziała też o tym, że Adaś jest bardzo silnym chłopcem. - Jeśli coś mu nie wychodziło, to do tej pory dążył aż mu wyszło, aż sobie poradził sam - powiedziała. - Lubi spacerować, bardzo lubi chodzić na spacery, ale nie było wcześniej takich sytuacji, żeby uciekał - zaznaczyła.
Chcesz wiedzieć więcej i szybciej? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE!