Może armia Jarosława Kaczyńskiego nie jest tak sprawna i zdyscyplinowana, za jaką się ją uważa? - zastanawia się w najnowszej "Polityce" Janina Paradowska. Publicystka odnosi się do stwierdzenia prezesa PiS, jakoby wybory samorządowe zostały "sfałszowane".
W związku z tą tezą Prawo i Sprawiedliwość 13 grudnia organizuje w Warszawie dużą demonstrację. Dlaczego? Jak zapowiedział sam Kaczyński: "Nie zgadzamy się na taki sposób liczenia głosów w wyborach, domagamy się weryfikacji tego, co się stało i domagamy się zmiany ordynacji wyborczej, w tym kierunku, by możliwość fałszowania wyborów została radykalnie ograniczona".
Paradowska jednak zauważa, że w drugiej turze wyborów "na przekór rozpętanemu przez PiS sztormowi, system liczenia głosów działał, wyniki spływały szybko". Dziennikarka wytyka, że ze strony Prawa i Sprawiedliwości zabrakło dowodów na "sfałszowanie" wyników, a "w ogóle ważni politycy PiS po cichu mówili, że ich nie znaleziono".
"I to jest najbardziej niezrozumiałe: prezes powiedział, że sfałszowano, a żołnierze dowodów nie dostarczyli" - podkreśla publicystka.
Kaczyński o "sfałszowanych" wyborach mówił kilkakrotnie w ubiegłym tygodniu. Np. w Radiu Maryja: "Trzeba tylko ustalić dokładnie, w jakim zakresie i kto bezpośrednio za to odpowiada, bo kto jest profitentem widać gołym okiem. (...) Doszło do takiej sytuacji, która w gruncie rzeczy jest zmianą ustroju, bo państwo, gdzie fałszuje się wybory, nie jest już państwem demokratycznym".
Cały komentarz Paradowskiej w najnowszym wydaniu "Polityki".