Radio ZET informuje, że chłopcu podano leki, by mógł spokojnie przespać noc. Lekarze wrócą do akcji wybudzania rano - gwałtowny przebieg tego procesu mógłby mieć zły wpływ na mięśnie i mózg dziecka.
To, że Adaś zaczął się ruszać, to dobry znak - ocenił w rozmowie ze stacją prof. Janusz Skalski ze szpitala w Prokocimiu. Jak dodał, teraz trzeba uważnie obserwować, jak chłopiec będzie reagował na kontakt z otoczeniem.
Wcześniej lekarzom udało się wyprowadzić dwulatka z głębokiej hipotermii , a zajmujący się wyziębionym chłopcem zespół przystąpił do procedury wybudzania dziecka ze śpiączki farmakologicznej.
Specjaliści oceniają, że proces ten potrwa kilkanaście godzin, a dopiero po jego zakończeniu będzie można stawiać wiążące diagnozy na temat stanu chłopca. To, co cieszy ich w tej chwili, to fakt, że odmrożenia nie wyglądają na tak poważne jak można było przypuszczać.
- Dotychczasowy proces leczenia przebiega lepiej, niż się spodziewaliśmy. Gdy chłopca do nas przywieziono, czynność jego serca była szczątkowa. Serce kurczyło się raz na kilkadziesiąt sekund, jak u zwierząt zmiennocieplnych czy u niedźwiedzia w gawrze. To niesamowite, że przy takim obniżeniu czynności serca dziecko przeżyło i jeśli uda się je z tego wyprowadzić bez szwanku, to będzie absolutny cud - mówił prof. Skalski.
Adaś razem z dwójką rodzeństwa w noc andrzejkową został pod opieką babci. Starsza kobieta doglądała dzieci jeszcze o godz. 3 rano. Gdy wstała nazajutrz, chłopca nie było w domu. Wszczęto poszukiwania, podczas których dziecko znalazł policjant - ponad 600 metrów od domu, pod stertą liści. Szybko pobiegł z nim do pobliskiego domu i rozpoczął reanimację.
Po przetransportowaniu do szpitala, temperatura ciała chłopca wynosiła zaledwie 12 stopni. - Adaś był poza domem siedem godzin w samych skarpetkach i koszulce. Jeżeli dziecko przeżyje to bez szwanku, to będzie rekord świata - mówił wtedy prof. Skalski.
Neurochirurdzy twierdzą też, że feralnej nocy Adaś był w stanie somnambulizmu - to forma lunatykowania dzieci, dosyć często występująca u maluchów. Maluch idzie wtedy przed siebie, ale jest w stanie półsnu, czyli ma mniejsze zapotrzebowanie na tlen. To być może uratowało Adasia przed trwałymi zmianami w mózgu. Choć - jak mówią medycy - stan mózgowia chłopca to wielka niewiadoma. Problemem jest to, że jego organizm bardzo szybko się wychładzał. Mimo iż badanie tomografii komputerowej nie wykazało zmian, "o niczym to jeszcze nie świadczy".
Chcesz wiedzieć więcej i szybciej? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE!