Chłopiec wyszedł z domu w nocy i spędził siedem godzin na mrozie. Po przewiezieniu do szpitala temperatura jego ciała wynosiła 12 stopni Celsjusza. Podejrzewano, że przy takim wychłodzeniu mózg chłopca będzie uszkodzony z powodu niedotlenienia. Jednak badanie tomografem wykazało, że mózg jest nienaruszony, jak informuje Radio Zet .
Jutro chłopiec ma być wybudzony ze śpiączki farmakologicznej. Lekarze ze Szpitala Jana Pawła II w Krakowie, którzy walczą o jego życie, przyznają, że do tej pory nikt nie przeżył takiego wyziębienia.
- Ten pacjent miał 12 stopni temperatury - mówi w rozmowie z radiem Tomasz Darocha z Centrum Leczenia Hipotermii Głębokiej. Lekarze ogrzewają jego krew pozaustrojowo. - Najniższa temperatura na świecie osoby uratowanej to było 13,7 stopnia - dodaje.
Z informacji policji wynika, że opiekująca się dwulatkiem babcia wieczorem położyła dziecko do snu, po czym kiedy zasnęło, sama poszła spać. Nad ranem rodzina powiadomiła policję o tym, że dziecko zaginęło. - W akcję poszukiwawczą zostało zaangażowanych wielu policjantów, także policyjny śmigłowiec - mówi w rozmowie z Radiem TOK FM Katarzyna Padło z Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie .
Po jakimś czasie jeden z policjantów znalazł bardzo wychłodzone dziecko nad rzeką. Chłopiec miał na sobie tylko piżamkę. - Zaniósł dziecko do najbliższego domu i tam prowadził akcję reanimacyjną do czasu przyjazdu załogi karetki pogotowia - mówi przedstawicielka zespołu prasowego komendy. Babci chłopca nie można było do tej pory przesłuchać, ponieważ została zawieziona do szpitala na oddział psychiatryczny.
Chcesz wiedzieć więcej i szybciej? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE!