W całej sprawie pojawiły się nieścisłości. Jako pierwsza informację podała telewizja TVN24, która twierdziła, że do Polski płynie sto ton toksycznych odpadów, które - prawdopodobnie jeszcze w tym roku - mają trafić do Dąbrowy Górniczej. Te wieści zelektryzowały mieszkańców miasta, a dokładniej jego dzielnicy Strzemieszyce, w której znajduje się zakład termicznego unieszkodliwiania odpadów "Sarpi", do którego trafią śmieci. Według "Gazety Wyborczej" , będzie ich nie sto, a siedemdziesiąt jeden ton.
Skąd w ogóle wzięły się toksyczne śmieci? Według TVN24 zalegały nieopodal nieczynnych zakładów rolniczych w Salwadorze. "To odpady pestycydowe" - uściśla serwis twojezaglebie.pl , powołując się na Karinę Szafranek-Braś, dyrektor sprzedaży i marketingu "Sarpi" Dąbrowa Górnicza. Historię kontrowersyjnego ładunku przybliża też rmf24.pl z powołaniem na panamskie media. Według nich śmieci przygotowywano do transportu już od czerwca. Wtedy ich oparami miało się zatruć 12 osób (oprócz pestycydów na ładunek składają się także zanieczyszczone opakowania).
Dlaczego śmieci płyną do Polski? Jak podaje rmf24.pl, "wybór padł na Dąbrowę Górniczą, bo tam jest najlepsza instalacja do niszczenia tego typu niebezpiecznych śmieci", a w "Ameryce Środkowej i Południowej nie ma możliwości takiej utylizacji. Z kolei Stany Zjednoczone nie przyjmują tego typu odpadów na swoje terytorium, dlatego są one przewożone do Europy".
Statek z transportem z Ameryki skieruje się w stronę Wielkiej Brytanii, minie Holandię i Niemcy i dotrze do Gdyni, gdzie zajmie się nim Izba Celna. Ciekawy jest fakt, że kapitan jednostki nie dostał pozwolenia na przepłynięcie Kanałem Panamskim, bo przewozi materiały uznawane za niebezpieczne. Transport ma trafić do Polski w grudniu. Musi to się stać do ostatniego dnia tego miesiąca, bo wtedy wygasa pozwolenie na przywóz śmieci.
Zgodę na przyjęcie przez nasz kraj odpadów wydała Generalna Dyrekcja Ochrony Środowiska po czteromiesięcznych analizach. Warto zaznaczyć, że Polska przyjmuje rocznie 77 tys. ton podobnych substancji, ale większość z nich pochodzi z krajów Unii Europejskiej.
Mieszkańcy Dąbrowy Górniczej są całą sytuacją oburzeni. "Dlaczego musimy oddychać cudzymi brudami?" - napisała mieszkanka miasta do serwisu twojezaglebie.pl. I nie chodzi tu tylko o śmieci z Salwadoru. - Do Dąbrowy Górniczej, a w szczególności Strzemieszyc, kierowane są śmieci z całego regionu, z całej Polski, a teraz okazuje się, że płyną już z całego świata. To skandal - podkreślają mieszkańcy cytowani przez serwis dabrowagornicza.naszemiasto.pl .
Od miesięcy walczą oni o to, by nie być zasypywanymi przez śmieci. Z pozbycia się odpadów cieszą się za to mieszkańcy Salwadoru. O usunięcie ładunku z kraju walczyli całe lata. Mówi się, że składowane tam odpady doprowadziły do śmierci 140 osób - podały "Fakty" TVN
- Trzeba pamiętać, że środki, używane przez nas na co dzień także są toksyczne. W Salwadorze byli nasi pracownicy, którzy pakowali ten transport i zadbali o jego bezpieczeństwo. Do tej pory nie było problemów z takimi odpadami, które zabezpieczamy od momentu transportu, aż do momentu unieszkodliwienia. Nie moglibyśmy sobie pozwolić na jakiekolwiek zagrożenie dla społeczności - uspokaja mieszkańców Karina Szafranek-Błaś.
- Odpady te trafiają do nas, ponieważ jesteśmy najlepiej przygotowanym w kraju zakładem do ich unieszkodliwienia. Wszystko, także transport, odbywa się z zachowaniem najbardziej ostrych rygorów, a sam proces utylizacji, dzięki nowoczesnej technologii, jest mniej niż uciążliwy dla otoczenia - mówi z kolei Barbara Farmas, wiceprezes zarządy spółki "Sarpi".
Mieszkańcy mimo to zapowiadają pikietę przeciwko odpadom z Ameryki Południowej w najbliższą niedzielę. Władze miasta także są zaniepokojone transportem. Podkreślają, że to nie one wydały zgodę na przyjęcie śmieci.
Generalny Inspektor Środowiska na dzisiaj zapowiedział konferencję , "podczas której przekaże dziennikarzom oraz przedstawicielom ekologicznych organizacji pozarządowych informacje dotyczące zezwoleń na transport odpadów z Salwadoru do Polski".
Firma sprowadzająca ładunek nie mówi, ile warta jest operacja, ale minister środowiska Salwadoru ujawniła, że jej całkowity koszt to ok. 500 tys. dolarów.
Chcesz wiedzieć więcej i szybciej? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE!