Rosja i nieuznawana przez społeczność międzynarodową Abchazja zawarły układ o sojuszu i partnerstwie strategicznym.
W ocenie ekspertów traktat ten oznacza w praktyce aneksję Abchazji przez Federację Rosyjską. Przejęcie pełnej kontroli nad tym zbuntowanym regionem Gruzji i jego portami będzie oznaczać dalszą ekspansję Rosji na Morzu Czarnym, której symbolicznym początkiem było oderwanie Krymu od Ukrainy w marcu tego roku.
Dokument stanowi, że jeśli jeden z krajów sygnatariuszy padnie ofiarą agresji ze strony innego państwa lub grupy państw, będzie to traktowane jako agresja także przeciwko drugiemu. Zgodnie z układem w takich sytuacjach sojusznicy będą wzajemnie udzielać sobie wszelkiej niezbędnej pomocy, w tym wojskowej.
Abchazja - podobnie jak Osetia Południowa, inny separatystyczny region Gruzji - ogłosiła niepodległość po kilkudniowej wojnie Rosji z Gruzją na początku sierpnia 2008 roku. Moskwa natychmiast je uznała i nawiązała z nimi stosunki dyplomatyczne. Wkrótce podpisała też z obiema separatystycznymi republikami porozumienia o współpracy wojskowej i utworzyła na ich terytoriach swoje bazy wojskowe.
W ślad za Rosją oba samozwańcze państwa uznały Wenezuela, Nikaragua i Nauru. Pozostałe kraje świata uznają obie republiki za część Gruzji. Sama Gruzja uważa Abchazję i Osetię Płd. za ziemie okupowane przez Rosję.
Formalnie Abchazja i Osetia Płd. odłączyły się od Gruzji po rozpadzie ZSRR, na początku lat 90. Rosja od początku wspierała ich secesję. W obu regionach cały czas stacjonowali rosyjscy żołnierze.
Konflikt między Rosją a Gruzją wybuchł w nocy z 7 na 8 sierpnia 2008 roku. Gruzja podjęła zbrojną próbę odzyskania kontroli nad Osetią Płd., która do tego czasu przy wsparciu Moskwy uzyskała faktyczną niezależność. Rosja odpowiedziała wprowadzeniem swych wojsk do tej republiki i dalej w głąb terytorium Gruzji. Wojna trwała pięć dni; zakończyło ją wynegocjowane przez Unię Europejską zawieszenie broni.
Anna Łabuszewska z Ośrodka Studiów Wschodnich tłumaczyła, że w regionie nie dzieje się nic, co uzasadniłoby zawarcie takiego układu. - Sytuacja między Rosją i Abchazją była jasna od 2008 roku. Przez ten czas - poza trzema państwami - nikt nie uznał niepodległości Abchazji, nawet najbliższy sojusznik Rosji, Białoruś - tłumaczyła i dodała, że Abchazja to kolejny region, w którym Rosja chce rozgrywać swoje interesy i doprowadzać do niepokoju w regionie.
- Podpisanie sojuszu z Abchazją to klasyczne posunięcie - zadrażnienie i oczekiwanie co będzie się dalej działo. Dodatkowo, to działanie prewencyjne. Rosja wysyła do Gruzji komunikat - chcecie do NATO? to się zastanówcie, bo my mamy inne zdanie na ten temat i zastanówcie się czy chcecie kolejne wojny - wyjaśniała ekspertka.
Reakcje społeczności międzynarodowej są jednoznaczne - nie uznaje tego układu, bo Abchazja jest częścią Gruzji, a więc umowy nie mają mocy prawnej.
Konrad Zasztowt z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych podkreślił natomiast, że na tę sytuację należy patrzeć w kontekście całego obszaru poradzieckiego. Abchazji i Osetii Południowej nie uznają Łukaszenka i Nazarbajew, bo nie zależy im na dodatkowych głosach Rosji w Unii Eurazjatyckiej. Zmniejszyło by to rolę Białorusi i Kazachstanu.
- Te kraje boją się agresywnych ruchów Rosji. Północ Kazachstanu to obszar zamieszkany głównie przez etnicznych Rosjan i można podejrzewać, że Kreml kiedyś wykorzysta tę kartę przeciwko Kazachstanowi - dodał.
Ekspert PISM uważa, że Putin popełnił pomyłkę strategiczną, rozpoczynając wojnę z Gruzją w 2008 roku. - Do tego konfliktu Rosja miała wspaniałe narzędzie wpływu na Tbilisi, bo Gruzini wierzyli, że jest szansa na powrót tych terytoriów do Gruzji. Teraz sytuacja jest jasna - Gruzini nie mają wielkich złudzeń, że odzyskają te terytoria, a z drugiej strony nigdy się z tym nie pogodzą - tłumaczył.
Zdaniem ekspertki OSW, wojna z perspektywy Kremla była konieczna, by zahamować marsz Gruzji do NATO. Konflikt zbrojny i oderwanie Abchazji i Osetii Południowej odsunęły nadzieję na zwrot w stronę Europy. - To miało też skutek wychowawczy. Wszystkie pozostałe państwa Wspólnoty Niepodległych Państw, w której skład wchodzi 11 krajów byłego ZSRR, przyczaiły się i przestraszyły tego, że Rosja może użyć takiego oręża w rozgrywaniu swoich interesów - mówiła.
Jako przykład rosyjskich wpływów podała Armenię, która - mimo statusu państwa niepodległego - pozostaje całkowicie zależna wobec Rosji.
- Armenia ugięła się, gdy Rosja zaczęła sugerować, że może przerzucić swoje poparcie w konflikcie o Karabach na Azerbejdżan. Można było to odczytać z pewnych kroków Kremla, m.in. wizyty Putina w Baku. Ujawniono też kwestię sprzedaży broni Azerbejdżanowi. Stało się to jawne, gdy Armenia chciała podpisać umowę stowarzyszeniową z Unią Europejskiej - tłumaczył Zasztowt.
Jest on jednak zdania, że tego rodzaju zastraszenie działa na krótką metę. - Ten projekt integracyjny jest fasadowy, zwłaszcza w przypadku Armenii, która nie posiada granicy z Rosją i pozostałymi członkami Unii Eurazjatyckiej. Nadal będzie starała się grać niezależnie i posiada dość duże pole manewru - dodał.
Zasztowt i Łabuszewska poruszyli też kwestię władz Abchazji. W czerwcu tego roku doszło do protestów niezadowolonej społeczności, które w rezultacie doprowadziły do zmiany władzy. Był to jednak ruch Kremla, który miał na celu zacieśnienie kontroli nad tym terytorium. Obecny prezydent Raul Chadżimba jest od dawna postrzegany jako polityk prorosyjski.
- Protesty w czerwcu były inspirowane przez Kreml, chodziło o to, by skrócić kadencję prezydencką, wywołać coś w rodzaju puczu i rozpisać nowe wybory, które miał wygrać Chadżimba. - tłumaczyła Łabuszewska i dodała: - Ma takie same korzenie zawodowe jak Putin, bo są kolegami z KGB - tłumaczyła Łabuszewska.
Układ między Rosją a Abchazją zakłada m.in. budowę korytarza, który połączy Abchazję i Armenię. Potrzebna jest jednak zgoda Gruzji.
- W 2008 roku doszło do zerwania stosunków dyplomatycznych Gruzji z Rosją. Po przegraniu przez Saakaszwilego wyborów doszła do władzy koalicja Gruzińskie Marzenie, która wcześniej nie miała wiele wspólnego z polityką - przypomniała Łabuszewska. Na czele koalicji stał Bidzina Iwaniszwili, który był rosyjskim oligarchą pochodzenia gruzińskiego.
- Kupił to zwycięstwo. Szastał pieniędzmi i obiecywał złote góry. Przyszła codzienność i okazuje się, że to marzenie się nie ziszcza. Gruzińskie Marzenie skarlało i zrobiła się przestrzeń do tego, by Rosja rozgrywała tam swoje interesy. Układ z Abchazją to jeden z elementów tej rozgrywki - wyjaśniała.
- Były podejrzenia, że Iwaniszwili jest marionetką Kremla. Część z polityków Gruzińskiego Marzenia chciałaby rosyjskiego zwrotu w polityce zagranicznej, ale nie jest to możliwe, bo Gruzini popierają integracje z Zachodem, UE i NATO. Każdy rząd, który ogłosiłby taką zmianę, po prostu upadnie - mówił Zasztowt.
Ekspertka OSW zauważyła jednak, że ministrowie o najbardziej prozachodnim profilu zostali wyrzuceni z rządu. - Sam Iwaniszwili rozpoczął ciekawą grę. Oficjalnie wycofał się z polityki i z tylnego siedzenia steruje swoim człowiekiem na stanowisku premiera - dodała.
Dodatkowo w układzie Rosji z Abchazją pobrzmiewa, że jest to sojusz wojskowy. - Bazy rosyjskie są tam wprawdzie od 2008 roku, ale następuje wzmocnienie akcentu militarnego. W myśl prawa międzynarodowego Abchazja nie ma wyznaczonej oficjalnej granicy, jednak Putin zapowiedział, że da pieniądze na zbudowanie linii granicznej - stwierdziła i dodała: - Pobrzękiwanie szabelką mocno słychać w tle.