- Na diabła wpakowaliśmy się w dyskusję na temat unieważnienia wyborów? - pytał Jan Wróbel w Poranku Radia TOK FM Jacka Sasina, posła PiS, kandydata tej partii na prezydenta Warszawy. - Ani prawnie nie wiadomo, jak to przeprowadzić, ani konsekwencji tego nie jesteśmy w stanie przewidzieć. Gdzie ten konserwatyzm PiS, który mówi: rozwalmy coś, co nie działa doskonale, a potem się zobaczy? - dziwił się prowadzący.
- Wolałbym mówić o Warszawie... - zaczął Sasin, którego czeka druga tura wyborów prezydenckich w stolicy i potyczka z Hanną Gronkiewicz-Waltz. Po chwili polityk przekonywał jednak, by nie mówić, że dyskusja wokół wyborów zaczęła się z winy jego partii. - To nie wina PiS, że wybory przebiegły w ten sposób. To jest jakiś problem. I mówienie dziś, że nic się nie stało, jest nieuczciwe - zaznaczył.
Zdaniem Sasina powoli znajdujemy się w sytuacji, w której spokojna dyskusja na temat prawidłowości wyborów jest niemożliwa. - Bo jest to zamach na demokrację i próba obalenia konstytucyjnego porządku. To wielkie słowa mające świadczyć o tym, że ktoś chce podpalić Polskę i zrobić rewolucję. A przecież czegoś takiego nie ma. Jest próba wyjścia z sytuacji, mam nadzieję, że odbędziemy jakąś dyskusję - stwierdził.
- Problemem jest to, że wybory w Polsce są organizowane przez samorządy - ocenił Sasin. Podkreślał, że samorządowcy organizują wybory i wskazują członków komisji wyborczych, a sami zainteresowani są wynikami elekcji. - Tam, gdzie słabe są struktury inne niż opanowane przez samorządowców, istnieje wielka pokusa, by ten wynik poprawiać - wskazywał.
- Najbardziej się obawiam, że ludzie, obserwując to, co dzieje się wokół wyborów, machną ręką i powiedzą "mam to gdzieś, nie idę na drugą turę, bo wszystko jest farsą". Dlatego na każdym spotkaniu apeluję, żeby pójść na te wybory, nie odpuszczać. Bo jak odpuścimy, to uznamy, że demokracja nie ma sensu. Ona ma głęboki sens, głęboko w to wierzę - zaznaczył Sasin.
Ta deklaracja zdziwiła Wróbla. - Niełatwo na jedną nóżkę mówić "idźcie do wyborów, demokracja jest ważna", a na drugą mówić: "ale te poprzednie głosy i tak uległy sfałszowaniu" - zauważył prowadzący. Sasin odparł, że nie należy dziwić się emocjom narastającym wokół wyników elekcji. - Są rozbieżności, trzeba to ujawnić. Nie wierzę, nigdy w to nie uwierzę, że 20 proc. Polaków nie potrafi prawidłowo oddać głosu. Jeśli wrzucano puste karty, jestem w stanie przyjąć, że to protest przeciwko polityce. Ludzie mają do tego prawo. Ale jeśli tam jest dużo krzyżyków nastawianych, są kółeczka i inne dziwne znaczki i dlatego głosy są nieważne, nie uwierzę w to - wyjaśniał gość Poranka Radia TOK FM.
Spotkało się to z protestem Wróbla. Jego zdaniem ludzie oddawali głosy nieważne, bo... nie rozumieją, po co istnieją sejmiki wojewódzkie. - Sam się do nich zaliczam - zadeklarował prowadzący. - Ze wszystkich struktur politycznych najmniej jestem w stanie wytłumaczyć uczniom, dlaczego tak ważne jest, by istniały sejmiki. Ludzie nie czują się mazowszanami, wszystko im jedno, kto tam rządzi, do diabła z krzyżykami. Siedem krzyżyków, mam neurozę i wrzucam los do urny! - mówił.
- W części bym się zgodził - przyznał Sasin. - Polacy być może rzeczywiście nie rozumieją sensu istnienia sejmików i marszałków. To, co oni robią, jest oderwane od spraw przeciętnego Polaka, choć robią sprawy ważne, zajmują się dzieleniem funduszy europejskich - tłumaczył Sasin. - Ale brakuje informacji, samorządowcom nie zależy, by ktokolwiek wiedział, co oni robią. Bo jak się ludzie interesują, to jest trudniej. A jak wyborcy stoją z boku, można nic nie robić, albo robić co się podoba. Efekt jest taki, że i tak dostaną jakieś głosy, ktoś musi zostać wybrany - zaznaczył.