Po zamieszaniu wokół Państwowej Komisji Wyborczej, która nie radzi sobie ze sprawnym policzeniem wyników wyborów samorządowych, w środę doszło do niecodziennego spotkania . Leszek Miller, lider SLD, i Jarosław Kaczyński, prezes PiS, zasiedli przy stole, by porozmawiać o wyborczym kryzysie.
Później ogłosili - na oddzielnych konferencjach, choć w podobnym duchu - że sytuacja w PKW jest "zagrożeniem dla systemu demokratycznego". Obaj zaapelowali o powtórzenie wyborów po skróceniu kadencji właśnie wybranych władz samorządowych.
- Są takie sytuacje w państwie, gdy lewica spotyka się z prawicą w dziele kooperacji - uzasadnił swe spotkanie z Kaczyńskim Miller.
Na lidera SLD spadła lawina krytyki. - Panie były premierze Leszku Millerze, ciężki wstyd! - grzmiała w "Poranku Radia TOK FM" Janina Paradowska . - Każda walka polityczna ma swoje granice. Jako jedyny lider poważnej partii pobiegł na spotkanie z Jarosławem Kaczyńskim. Słusznie mówi prezydent, że pogrążamy się w odmętach szaleństwa - dodała.
Dziś w "Poranku Radia TOK FM" Jacek Żakowski nazwał Millera "liderem PiSolewu", za jednym z nagłówków "Rzeczpospolitej". Agata Nowakowska w "Gazecie Wyborczej" stwierdziła , że Miller, "dołączając się do PiS-owskiego chóru o fałszowaniu wyborów w Polsce, siadając przy jednym stole z Kaczyńskim i Ziobrą, właśnie popełnia polityczne seppuku".
- Narady z PiS i Jarosławem Kaczyńskim są dla lewicy rujnujące. Wydaje mi się, że dla elektoratu lewicy to jest największy zawód. Większy niż wynik wyborczy - stwierdził w Poranku Radia TOK FM Grzegorz Schetyna, szef MSZ .
Wielu komentatorów zwraca uwagę, że ruch Millera to świadectwo desperacji wobec fatalnych notowań Sojuszu. "Miller doprowadził SLD na skraj katastrofy i oszalał z przerażenia, że koniec kariery" - ocenił na Twitterze Waldemar Kuczyński. W "Rzeczpospolitej" Eliza Olczyk zauważa, że szef Sojuszu "nie ma nic do stracenia". Między SLD i PO nie ma chemii, więc czas na zmianę strategii i zwrot ku prawicowej opozycji.
Wiesław Władyka przypomina w "Polityce" , że "od czasu do czasu podejrzewano SLD, że gdzieś tam po cichu i na zapleczu kalkuluje możliwość współpracy z PiS po kolejnych wyborach parlamentarnych". Komentatorzy przypomnieli też artykuł Jarosława Makowskiego, szefa Instytutu Obywatelskiego, który w lutym tego roku pisał w "Rzeczpospolitej" o Kaczyńskim i Millerze: "w roku 2015 obaj byli premierzy mogą stać się dla siebie ostatnią szansą, aby jeszcze raz poczuć smak władzy".
Czy faktycznie Leszek Miller popełnił polityczne samobójstwo, spotykając się z Kaczyńskim? Pytamy prof. Kazimierza Kika, politologa z Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach. - Millerowi do samobójstwa niewiele brakuje. Nic mu nie pomoże. On wie, że przegrał, ale chce stworzyć wrażenie, jakby jeszcze walczył - ocenia nasz rozmówca. - Kiedy potwierdzą się wyniki wyborów samorządowych, Miller i tak będzie musiał odejść - dodaje.
Czy jednak krytyka Millera jest słuszna? Lider SLD tłumaczył się przecież, że sytuacja jest wyjątkowa i wymaga współpracy. - Nie oceniałbym Millera po słowach, ale po czynach. A te wskazują, że Miller dla namiastki utrzymania się na powierzchni politycznej zrobi wiele. Jak wiele? Pokaże historia - przekonuje prof. Kik.
Politolog wyjaśnia, że Miller to "człowiek czynu", który "będzie walczył do końca". I podkreśla, że lider SLD jest człowiekiem nie ideowym, ale pragmatycznym, co sam niejednokrotnie podkreślał. Dlatego wszystkie jego działania nastawione są na jedno: władzę.
Czy w ten sposób Miller pociągnie SLD na dno? Prof. Kik zwraca uwagę, że partia już szoruje po dnie, robiła to zresztą także za Grzegorza Napieralskiego. - Miller wyeliminuje jednak resztki jej lewicowej wiarygodności - zauważa nasz rozmówca.
Czy na naszych oczach powstaje więc "PiSolew"? - PiS jest tak socjalistycznym ugrupowaniem, programowo, nie w działaniach, że odebrał SLD socjalnych wyborców - mówi prof. Kik. - Mówi się, że Radio Maryja to dawni wyborcy SLD. Jeśli więc PiS zabrał SLD elektorat, to jakikolwiek alians tych partii nie zdziwi. To jakby Sojusz podążał za swoim elektoratem - wskazuje.
A co to znaczy dla parlamentarnej lewicy? - Na polskiej scenie politycznej mamy do czynienia z odideologizowaniem aktywności. Celem nie jest realizacja założeń ideowych, celem jest władza. Jej zdobycie i utrzymanie - tłumaczy prof. Kik. - Mając to na uwadze, żadna wolta nie może zdziwić. Zwłaszcza polityka, który określa się mianem pragmatyka. A Leszek Miller jest pragmatykiem - kwituje.