Po polsku ukazała się niedawno bestsellerowa za oceanem książka Jonathana Haidta "Prawy umysł. Dlaczego dobrych ludzi dzieli religia i polityka?".
O książce rozmawiali w Radiu TOK FM Agnieszka Lichnerowicz i dr Michał Bilewicz z Centrum Badań nad Uprzedzeniami UW.
Michał Bilewicz: Ta myśl jest nam bliska, bo w Polsce obserwujemy silną polaryzację społeczeństwa na gruncie etycznym. Haidt opiera się na podstawowym w dzisiejszej psychologii podejściu do procesów poznawczych, gdzie twierdzi się, że zasadniczą rolę odgrywają automatyczne procesy.
- Czyli nie jesteśmy, jak mówiła psychologia moralności, racjonalni i logiczni. Haidt mówi, że wszystkie sądy moralne to nasze odruchy, które dopiero później uzasadniamy.
- Czasami używa metafory słonia i jeźdźca. My jako osoby rozumujące to jeździec, który stara się dosiadać słonia, nie do końca poddającego się kontroli. Haidt pisze, że na słoniu siedzi mała agencja PR, która stara się uzasadniać nasze odruchy. Ale te odruchy są wynikiem podstawowych procesów, ewolucyjnych, genetycznych, ale i nabytych przez oddziaływanie środowiska.
- Haidt zastanawia się, czego mogą dotyczyć sądy moralne. Dochodzi do wniosku, że pięciu różnych obszarów, które nazywa fundamentami moralnymi. Pierwszy to troska: nie krzywdźmy innych. Drugi to sprawiedliwość, by wszyscy dostawali odpowiednie wynagrodzenie w stosunku do swojego wkładu. Liberałowie generalnie definiują całą swoją moralność w tych dwóch obszarach.
Prawicowcy dostrzegają trzy kolejne fundamenty: lojalność, czyli poświęcenie na rzecz własnej grupy, Kościoła, narodu, miasta; staranie, by symbole tej grupy spotkały się z odpowiednią czcią. Badano na przykład reakcje na pomysł, by flagę państwową wrzucić do klozetu. Coś takiego wydaje się moralnie obrzydliwe wyłącznie prawicowcom. Lewicowiec powie: "to tylko kawałek materiału, to nie jest tak niemoralne jak skrzywdzenie innego człowieka".
Dwa ostatnie fundamenty to autorytet i świętość. Autorytet to posłuszeństwo wobec przywódców, szacunek wobec starszych, dzieci wobec rodziców.
- Odwołuje się do pracy "The weirdest people in the world", gdzie "weirdest" znaczy "najdziwniejsi", ale i "Western, educated, individualistic, rich, democratic", czyli "pochodzący z zachodu, wykształceni, indywidualiści, bogaci, pochodzący z demokratycznych państw". W populacji świata takich ludzi jest bardzo mało, a większość badań psychologicznych robionych jest na próbach pochodzących z tych krajów. Haidt twierdzi więc, że teoria moralności budowana jest ma koncepcjach, doświadczeniach, wrażliwości bardzo określonej grupy ludzi. Dlatego nie rozumiemy tego, co dzieje się poza naszymi enklawami, jak amerykańskie miasteczka akademickie, Warszawa czy Kraków.
- Cała ta książka wydaje się populistyczna. Albo inaczej: sugeruje pewne techniki manipulacyjne. Mam wrażenie, że Haidt nie traktuje ludzi jako politycznie podmiotowych. My, psychologowie, wiedząc, jak działają techniki perswazji, wpadamy w pułapkę, myśląc o ludziach jako bezwolnych istotach, do których trzeba umiejętnie trafić.
- Rzeczywiście tak jest. On odwołuje się do znanej książki "Co z tym Kansas?", gdzie Thomas Frank opisuje amerykański stan, w którym zawsze wygrywali Demokraci i który nagle został przejęty przez prawicę. Dziś nikt nie pomyślałby, żeby ci robotnicy, klasy niższe mogły tam zagłosować na Demokratów.
I tu jest problem, który dostrzegamy także w Polsce: straciliśmy język komunikowania się. Co prawda ten ostatni filar, fundament świętości to jest coś, czego na pewno lewica nie zagospodaruje, bo nie myśli w tych kategoriach...
- Bo ten fundament świętości jest szerszy. To nie tylko kwestia Boga i religii. Haidt nazywa to też czystością. Dobrze się o tym przekonaliśmy, gdy prof. Hartman na swoim blogu wspomniał o kwestii kazirodztwa. To się skończyło paniką moralną. Został usunięty z partii politycznej, pojawiły się głosy, by wyrzucić go z katedry.
To pokazało zupełne niezrozumienie między ludźmi inaczej definiującymi moralność. Dla Hartmana chodzi o to, żeby ludzie nie cierpieli. Więc jeśli źródłem cierpienia jest brak uznania dla związku, to trzeba ten związek uznać. I gdyby większość osób przeciwnych związkom zapytać, dlaczego trzeba go wyrzucić, powiedzieliby: to obrzydliwe. I Haidt mówi, że jeśli ta obrzydliwość generuje naszą moralność, to znaczy, że mamy w sobie ten konserwatywny fundament świętości, czystości.