Jak zauważa Stanisław Tym, za nami kolejne wybory, a w telewizyjnych wieczorach wyborczych znowu to samo. Dobrze znane - opatrzone twarze.
"Przy kominku grzał się imbryk ze świeżo parzoną herbata. Właśnie po niego sięgnąłem, gdy włączył się telewizor. Sam, z własnej woli. Po prostu wyczuł Protasiewicza. Poseł nie bawił się w ceregiele. Platforma przegrała, ponieważ była zła pogoda. Powinien jeszcze dodać, że PO nie chciała, żeby jej zwolennicy zmarzli i zmokli, bo nie to było celem wyborów. - Nie porównujmy konia z krową - zaproponował Leszek Miller, zapewne wstrząśnięty dwukrotnie lepszym wynikiem wyborczym PSL niż jego SLD. - Wygraliśmy mimo organizowania wielkich akcji przeciwko nam - poinformował prezes PiS. No cóż, jeśli wyniki się potwierdzą, to mimo znikającej demokracji w Polsce (co wielokrotnie mówił Kaczyński) przyjdzie im jednak uznać tę wygraną i pokazać, jak z Jarosławia robi się Norymbergę, z całego Podkarpacia Bawarię" - napisał felietonista w najnowszym wydaniu "Polityki".
Tym przyznał, że wypowiedzi polityków wielkich emocji w nim nie wzbudziły. "Może to kwestia wieku" -stwierdził.
"Te same miny na tych samych facjatach, te same tyłki na zawsze przyspawane do stołków. Świeżyzny ani grama. Parytet dla młodych by się przydał, żeby każda partia chociaż dziesięciu musiała wystawić. Co? Że się nie znajdzie? Znajdzie się, znajdzie, tylko trzeba się odspawać, żeby poszukać" - proponuje felietonista tygodnika "Polityka".
To niejedyna propozycja. Stanisław Tym sugeruje, że wszystkim nam lepiej zrobiłyby... częstsze wybory. Ale wcale nie dla samego wybierania. Tylko dla odpoczywania od polityki.
"To tylko 45 godzin bez trucizny, czyli cisza wyborcza. Święci anieli, czy nie można by zrobić wyborów co miesiąc, żeby częściej łyknąć trochę tlenu, a nie wdychać cały czas tlenek Wiplera?" - pyta.