Onyszkiewicz: Przekręty to w polityce nic nowego. Ale zachowanie posłów PiS jest naganne

Według byłego ministra obrony narodowej Janusza Onyszkiewicza zawieszonymi posłami PiS kierowała arogancja i ?przekonanie o tym, że właściwie to nic wielkiego się nie dzieje i że to się nie wyda?. Opowiada też o odwrotnych sytuacjach, kiedy zbytnia biurokracja utrudniała mu działalność europosła.

Adam Hofman, Mariusz Kamiński i Adam Rogacki zostali zawieszeni w Prawie i Sprawiedliwości po tym, jak wyszło na jaw, że najprawdopodobniej pobrali z Kancelarii Sejmu kilkanaście tysięcy złotych zaliczki na podróż służbowym samochodem do Madrytu, podczas gdy w rzeczywistości udali się tam samolotem tanich linii lotniczych. Jarosław Kaczyński zapowiedział, że posłowie mogą zostać usunięci z partii. Czytaj więcej na ten temat >>>

Sprawę komentuje w rozmowie z Gazeta.pl Janusz Onyszkiewicz, były szef Ministerstwa Obrony Narodowej, poseł na Sejm wielu kadencji oraz europoseł w latach 2004-2009.

Martyna Trykozko, Gazeta.pl: Jak pan ocenia zachowanie posłów PiS?

Janusz Onyszkiewicz: Myślę, że jest to oczywiście zachowanie naganne - zarówno z punktu widzenia rzetelności poselskiej, jak i ze względu na aspekt finansowy całej sprawy. Kwestia konsekwencji, jakie powinni ponieść, należy już do rozmaitych władz, w tym władz partyjnych, które, jak rozumiem, chcą zachować się w sposób bardzo zdecydowany i stanowczy.

Takie zachowanie przed samymi wyborami samorządowymi - to nieostrożność, zuchwałość?

- Z ich strony to pewnie była taka beztroska i może nawet arogancja - przekonanie o tym, że właściwie to nic wielkiego się nie dzieje i że to się nie wyda. Politycznie rzecz biorąc, jest to oczywiście pewien uszczerbek dla partii, chociaż jeżeli zareaguje ona w sposób bardzo zdecydowany, to wcale nie musi się to tak źle na jej wizerunku odbić. Zobaczymy, jaki będzie efekt.

Czy z pana doświadczenia i obserwacji wynika, że takie nadużycia się często zdarzają?

- Nie umiem powiedzieć, czy zdarzają się często. Wiem, że w Parlamencie Europejskim były rozmaite tego rodzaju problemy, ale może nie aż tak drastyczne. Sądzę więc, że nie jest to coś absolutnie wyjątkowego, może tylko skala w tej chwili jest większa niż w tych sytuacjach, o których wiem, czy też o których sobie przypominam. Niestety, nie jest to coś całkowicie nowego na scenie politycznej.

Czy to może być wina procedur finansowania podróży służbowych? Czy łatwo jest takich nadużyć dokonywać? Może jest zbyt słaba kontrola?

- Tak naprawdę to bardzo trudno byłoby o większą kontrolę, żeby nie uczynić z tego zbyt zbiurokratyzowanego systemu. Sam zresztą pamiętam doskonale, jak te już istniejące reguły bywały niepraktyczne. Kiedyś chciałem polecieć z Brukseli do Paryża na jakąś konferencję, absolutnie oficjalną. Okazało się jednak, że nie mogłem uzyskać za tę podróż zwrotu, który mi się należał, bez powrotu do Warszawy i odbycia lotu stamtąd, co było zupełnie bez sensu. Ale trudno - takie były reguły i musiałem się do nich dostosować, więc wróciłem do Warszawy i kupiłem bilet stamtąd, co wyszło znacznie drożej.

Pamięta pan jeszcze inne podobne sytuacje?

- Kiedy się jeździło na przykład na jakiś kurs językowy, a parlamentarzyści mogli się dokształcać w językach UE, to też było tak, że jeżeli jechało się samochodem, to przysługiwał zwrot kosztów - nie za samochód, tylko za pociąg, ale mimo to żądano poświadczeń z przejazdu autostradami we Francji. To było też o tyle bez sensu, że człowiek musiał jechać autostradą i nie mógł jechać inaczej. Przecież tak czy inaczej było wiadomo, że w tym miejscu się pojawił i cały kurs odbył, ponieważ były stosowne zaświadczenia, więc raczej nie mógł tam przejść piechotą.

A jak się zachowują polscy europosłowie? Nadużywają tych budżetów?

- Nie umiem powiedzieć, jak to jest w tej chwili, ale nie przypominam sobie, żeby - kiedy ja byłem jeszcze w PE - były jakieś poważniejsze zarzuty wobec polskich posłów - a w każdym razie żeby sprawa jakoś się ujawniła. Być może niektórzy dokonywali jakichś nadużyć, w końcu taka możliwość oczywiście istnieje, na przykład jechanie w kilka osób jednym samochodem, a deklarowanie, że każdy pojechał oddzielnie. Nie wiem, czy to miało miejsce, ale praktycznie rzecz biorąc tego rodzaju przekręt można by było zrobić. Mam nadzieję, że nasi tego nie robili.

Sądzi pan, że polskim europosłom to się zdarza częściej niż posłom z innych krajów?

- Myślę, że nie, ponieważ żaden polski europoseł nie został pociągnięty do odpowiedzialności w takiej sprawie. Pamiętam z resztą, że były też sprawy z kilkoma europosłami, którzy zatrudniali w swoich biurach swoje żony czy dzieci, jednak polskim posłom się to nie zdarzało.

Zobacz wideo

Chcesz wiedzieć więcej i szybciej? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE!

Więcej o: