Imigranci to obecnie jeden z najgorętszych politycznie tematów na Wyspach Brytyjskich. David Cameron, premier Wielkiej Brytanii, zapowiada renegocjację warunków członkostwa w Unii Europejskiej . Głównym elementem rozmów ma być właśnie kwestia swobodnego przepływu ludzi we wspólnocie europejskiej.
Prof. Jan Zielonka, politolog z Uniwersytetu Oksfordzkiego, wskazywał w programie "Połączenie" Jakuba Janiszewskiego w Radiu TOK FM, że Brytyjczycy przez lata nie traktowali imigracji jako problemu politycznego. Teraz to się zmienia.
Zdaniem prof. Zielonki złożyło się na to kilka czynników.
Polityczny. - To dyskusja na temat przetrwania w rządzie Partii Konserwatywnej Camerona i jej bojów z eurosceptyczną partią UKIP. A być może nawet przetrwania samego Davida Camerona - mówił prof. Zielonka. Zauważył, że przegrana w kolejnych wyborach może go strącić z pozycji lidera konserwatystów. - UKIP zabiera wyborców głównie torysom. I ratując się przed upadkiem, Partia Konserwatywna przejmuje argumenty UKIP - zaznaczył.
Kulturowy. - Pojawia się pytanie: czym jest brytyjskość? - mówił prof. Zielonka. Stało się ono szczególnie istotne w czasie referendum ws. niepodległości Szkocji. Teraz pada na żyzny grunt dyskusji o imigrantach.
Gospodarczy. W dyskusji o imigrantach obie strony podpierają się wyliczeniami, kto dzięki napływowej ludności traci, a kto zyskuje. Dane nie są jednoznaczne. - Wielka Brytania nie zastosowała okresu przejściowego, gdy nowe kraje wchodziły do Unii Europejskiej. Postanowiła na tym zarobić - wskazywał politolog. Nie była jednak na to przygotowana. Zdaniem prof. Zielonki Brytyjczycy nie zapewnili szkół dla dzieci imigrantów, nie usprawnili służby zdrowia, nie przygotowali regionów, do których napłynęło najwięcej pracowników. - Brytyjczycy nie zrobili wielu rzeczy, które trzeba zrobić przy dużym napływie imigrantów - wyjaśniał.
Janiszewski zwrócił uwagę na problem kulturowy - fakt, że Brytyjczycy mogą czuć się obco we własnym kraju. - Kiedy Brytyjczyk krzyczy na ulicy "help!", nie jest pewien, czy ktoś go w ogóle zrozumie - wskazywał.
- Jeśli dziś ktoś krzyczy "help" na ulicy, problem nie polega na tym, że ludzie go nie rozumieją. Bo rozumieją to prawie wszyscy. Problem w tym, że nie ma silnego państwa czy innych instytucji, które by tej osobie w kłopotach pomogły - odparł prof. Zielonka.
- Anglia, która szczyciła się po wojnie rozbudowanym systemem pomocy społecznej, począwszy od powszechnej służby zdrowia, bardzo ten system rozmyła - mówił politolog. - To problem modelu gospodarczego, w którym pojęcie obywatelstwa zostało rozmyte - zaznaczył.
Prof. Zielonka podkreślił, że problem imigracji podejmują partie eurosceptyczne z wielu krajów europejskich. - W trudnych czasach te sprawy są chwytliwe dla opinii publicznej. A to są trudne czasy. W Polsce często nie rozumiemy, że Europa ma poważne problemy gospodarcze, bo jesteśmy jedynym krajem, który w ostatnich latach zanotował potężny wzrost gospodarczy. Możemy dyskutować, czy wzrost zamożności był równomierny, ale statystycznie Polska to zupełnie inny świat - wyjaśniał politolog.
Co więcej, zdaniem gościa Radia TOK FM Wielka Brytania ma problem nie tylko z imigrantami. - Brytyjczycy mają dzisiaj problemy ze wszystkim, co przychodzi z kontynentu. Mają problem z regulacją rynków finansowych, ściganiem przestępców, zapłaceniem składki członkowskiej, konwencją praw człowieka. I są w coraz większym stopniu nieprzewidywalni. Bo jak można rozmawiać z Cameronem, kiedy nie wiadomo, co wymyśli? - pytał politolog.
- Jeśli dojdzie do referendum, wszystko jest możliwe. To nie jest ani mądre, ani najbardziej demokratyczne rozwiązanie - skwitował prof. Zielonka.