Śmierć w internecie. "Zostają po nas rzeczy, które publikowaliśmy w sieci za życia"

- W serwisach społecznościowych dochodzi do niezręcznych sytuacji, kiedy zmarła osoba zachęca do dodania jej do znajomych, innym użytkownikom wyświetlają się informacje publikowane przez nią przed śmiercią albo pojawia się przypomnienie o urodzinach. To nie budzi przyjemnych uczuć - mówił na antenie TOK FM dr Dominik Batorski

- Śmierć użytkownika to sytuacja, w której nie można reagować w sposób niezestandaryzowany - tłumaczył socjolog internetu Dominik Batorski.

Po śmierci użytkownika serwisów społecznościowych, jego żyjącym znajomym mogą wyświetlać się informacje publikowane przez niego przed śmiercią, czy przypomnienie o urodzinach. - Aby takich sytuacji uniknąć, serwisy te mają wdrożoną całą politykę - kto i na jakich zasadach może śmierć zgłosić oraz co dalej dzieje się z profilem tej osoby - mówił.

Zauważył jednocześnie, że śmierć w internecie staje się problemem coraz bardziej powszechnym. - Facebook dostaje 3 miliony zgłoszeń o śmierci użytkowników rocznie - stwierdził ekspert.

Profile in memoriam

Socjolog przytoczył politykę serwisu nk.pl, który uznaje, że w chwili śmierci użytkownika umowa ulega rozwiązaniu. Informacja o śmierci jest weryfikowana przez portal i profil użytkownika jest kasowany.

- Facebook daje natomiast dwie możliwości - strona użytkownika może być zamieniona na upamiętniający zmarłego profil in memoriam. Wtedy nie będzie przypomnień o urodzinach i innych problematycznych kwestii, ale profil i wszystkie publikowane wcześniej treści pozostaną dostępne - mówił Batorski. Drugi wariant postępowania na Facebooku to skasowanie profilu. Wymaga to kontaktu z członkiem rodziny i dostarczenia dowodu na śmierć użytkownika.

Dane usuwane po śmierci

- Istnieją firmy, które specjalizują się w uśmiercaniu ludzi, kiedy w rzeczywistości odejdą. Wyszukują informacje i likwidują je, jeśli mogą "ożywić" zmarłego - zauważył prowadzący audycję Piotr Maślak, a Batorski wyjaśnił sposób ich działania.

- Firmy umożliwiają trzymanie haseł do różnych serwisów, a po śmierci - oczywiście za opłatą - zajmują się tym, żeby wyczyścić informacje o danej osobie i to, co publikował w różnych serwisach. Ale są też takie serwisy, które pozwalają publikować informacje w imieniu użytkownika - komunikaty wysyłane w imieniu zmarłego użytkownika są pisane na bazie tego, co pisał wcześniej - mówił.

Zainteresowanie takimi usługami wykazuje jednak niewielka liczba osób - tych z dystansem do siebie i specyficznym poczuciem humoru. - Częściej korzysta się z usług, które pozwalają pozostawić jakiś rodzaj przesłania dla potomnych, np. w formie wideo, które zostanie obejrzane przez znajomych po śmierci użytkownika - dodaje Batorski.

Maślak przytoczył statystyki portalu 1000memories, według których w przypadku 65-latków tylko 12 procent informacji o nich istnieje w sieci. W przypadku 45-latków to jest już 56 procent informacji o danej o sobie. 25-latek natomiast zostawia 72 procent informacji na swój temat, a nastolatek aż 86 procent. To znaczy, że w razie śmierci, ginie tylko 14 procent informacji o nim.

- Coraz częściej zostają po nas rzeczy, które publikowaliśmy w trakcie życia. Ale jest to problem, który nie dotyczy tylko śmierci. Młodzi ludzie wrzucają do sieci prawie wszystko i to może być kłopotliwe, gdy użytkownik skończy szkołę czy pójdzie do pracy - podsumował.

Wirtualne cmentarze

Socjolog przypomniał jednocześnie, że większość rzeczy, które dzieją się w sieci po śmierci danej osoby, to rzeczy potrzebne żyjącym, którzy chcą ją wspominać. Przykładem są wirtualne cmentarze i inne miejsca upamiętnienia. - Takie usługi są znacznie bardziej popularne niż żarty związane z publikacją w imieniu użytkownika, aby wyglądało tak, jakby przemawiał do nas z zaświatów - tłumaczył socjolog.

W Polsce z internetu korzystają głównie ludzie młodzi. Aktualnie z sieci korzysta dwie trzecie osób, a jedna trzecia, która nie korzysta, to przede wszystkim osoby starsze. Dlatego - zdaniem Batorskiego - problem śmierci w sieci dociera do Polski z opóźnieniem.

Więcej o: