Premier Ewa Kopacz przewodniczy polskiej delegacji na dwudniowy szczyt poświęcony unijnemu pakietowi klimatyczno-energetycznego. Polska od dawna głośno protestuje, przeciwko propozycjom redukcji emisji CO2 zaproponowanym przez Komisję Europejską. Premier kilkakrotnie powtórzyła, że nie zgodzimy się na zmiany, które spowodują wzrost cen energii w Polsce.
- Jeśli grozi się wetem, to zwykle się go nie używa - uważa dziennikarz "Gazety Wyborczej" Paweł Wroński. Jak mówił w "Poranku Radia TOK FM", wpływ na dyskusje o zapisach unijnego pakietu ma choćby sytuacja na wschodzie kontynentu. Kryzys rosyjsko-ukraiński pokazał, że Europa, uzależniona od gazu i ropy z Rosji, musi mieć plan awaryjny. - Wcześniej "czynnik rosyjski" nie był brany pod uwagę i niemieccy Zieloni myśleli, że pozamykają elektrownie atomowe, postawią wiatrowe i dzięki gazowi z Rosji zamkną bilans energetyczny. Teraz okazuje się, że nie do końca tak może być.
Według założeń projektu polityki energetycznej i klimatycznej przygotowanego przez KE do 2030 r. redukcja emisji dwutlenku węgla ma wynieść 40 proc. Udział odnawialnych źródeł energii ma wynieść 27 proc.
Polska nie jest jedynym krajem krytykującym projekt. Jak mówił w TOK FM min. Grzegorz Schetyna, możemy liczyć nie tylko na "nowe" kraje UE. - Jesteśmy w dobrym porozumieniu z Wielką Brytanią, a jej głos się zawsze liczy - zapewniał szef polskiej dyplomacji.
Dwudniowy szczyt w Brukseli będzie pierwszym tak poważnym sprawdzianem dla premier Ewy Kopacz. - Pierwszy jej wyjazd - na szczyt Europa-Azja do Mediolanu - był raczej udany. To będzie poważny chrzest bojowy - mówiła Janina Paradowska, gospodyni "Poranka Radia TOK FM".
Do Brukseli pojechał też wicepremier i minister gospodarki Janusz Piechociński.