"Autoryzacja to sposób polityków na krycie własnej ignorancji i arogancji"

"Autoryzacja jest złem" - pisze Bartosz Węglarczyk w "Rz". Według dziennikarza przy okazji burzy wywołanej wypowiedzią Radosława Sikorskiego dla portalu Politico.com, dobrze byłoby rozpocząć dyskusję o wywodzącym się z PRL-u zwyczaju autoryzacji. Wojciech Czuchnowski z "GW" nie ma wątpliwości, że autoryzacja jest "zmorą polskiego dziennikarstwa".

Nadinterpretacja i brak autoryzacji - tak Radosław Sikorski zareagował na publikację portalu Politico.com, w której znalazła się informacja, że Władimir Putin namawiał Donalda Tuska do udziału w rozbiorze Ukrainy. - Polski system autoryzacji okazuje się przydatny, bo w autoryzacji można wychwycić pewne nieporozumienia - przekonuje b. szef MSZ.

Autor rozmowy z byłym szefem polskiej dyplomacji w "Politico" - Ben Judah - przyznał jednak na Twitterze, że nigdy nie słyszał o czymś takim jak "autoryzacja".

Czas na zmiany

Dla Bartosza Węglarczyka skandal wywołany publikacją amerykańskiego portalu to dobra okazja, by doprowadzić do likwidacji pochodzących z czasów PRL-u przepisów.

"Autoryzacja to sposób polityków na krycie własnej ignorancji i arogancji. A przy okazji politycy pomagają też kryć kiepskich dziennikarzy. Autoryzacja chroni więc przede wszystkich bohaterów wywiadów, ale także ich autorów. Jedyną niechronioną grupą są czytelnicy, którzy po prostu nie wiedzą, jak często są robieni w balona. Brak autoryzacji pomoże w odsunięciu kiepskich dziennikarzy i obłudnych polityków" - przekonuje wiceszef "Rzeczpospolitej".

Węglarczyk przyznał, że raz w życiu skorzystał z prawa do autoryzacji. Kiedy rozmowę z nim przeprowadzał dziennikarz słynący z tego, "że spisany przez niego wywiad rzadko przypominał to, co naprawdę się zdarzyło". Dzięki temu, jak napisał w "Rz", udało mu się uniknąć tłumaczenia się z czegoś, czego nie powiedział.

Zmora dziennikarzy

Dla Wojciecha Czuchnowskiego z "Gazety Wyborczej", autoryzacja to "zmora polskiego dziennikarstwa" i "następca cenzury w wersji soft".

Jak podkreśla dziennikarz, zwyczaj rodem z czasów komunistycznych jest też "ostatnią linią obrony" dla polityków, którzy "powiedzą o kilka słów za dużo".

"Radosław Sikorski przed laty sam był dziennikarzem w Anglii, a potem długo pracował dla amerykańskiego think tanku. Bez sensu broni się więc, używając polskiego argumentu, który dla świata jest niezrozumiałym anachronizmem" - ocenił Czuchnowski.

Więcej o: