Cały wywiad przeczytasz na Wyborcza.pl>>
"Te aluzje okazały się znaczące dopiero później, po szczycie NATO, po wojnie w Gruzji i po aneksji Krymu" - tak Radosław Sikorski odpowiedział w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" na pytanie, dlaczego po spotkaniu z Putinem, ani on, ani premier Tusk nie ujawnili treści rozmowy.
Były szef MSZ podkreśla, że "wtedy - w 2008 roku - ta relacja brzmiała surrealistycznie. (...)". "Słowo < propozycja> (rozbioru Ukrainy, którą miał - zgodnie z cytatami opublikowanymi przez "Politico" złożyć w 2008 r. Putin) jest nadinterpretacją. Miały paść słowa, które wtedy można było wziąć za aluzję historyczną albo ponury żart" - twierdzi Sikorski. I tłumaczy się, że przecież Putin "podobnym językiem rozmawia z wieloma przywódcami Europy i świata". Zapewnia też, że rząd "zawsze realizował polskie interesy w relacjach z Moskwą".
Zdaniem Marszałka Sejmu, nieporozumienia pojawiły się m.in. przez brak autoryzacji. "Jednak polski system autoryzacji okazuje się przydatny, bo w autoryzacji można wychwycić pewne nieporozumienia" - powiedział "GW" były szef MSZ. "Nie mam pretensji o brak autoryzacji, bo w kulturze anglosaskiej nie ma takiego zwyczaju. Ben Judah to rzetelny dziennikarz, ale jak się okazuje - pewne rzeczy w autoryzacji - warto doprecyzować" - mówi w dalszej części wywiadu.
Zanim wywiad został opublikowany na Wyborczej.pl, Sikorski pytany był o sprawę na konferencji prasowej. Dziennikarze chcieli uzyskać informacje: Czy Sikorski słyszał osobiście rozmowę Tuska z Putinem? Czy jest polskie nagranie tej rozmowy? Czy o rosyjskiej propozycji rozbioru Ukrainy został poinformowany ówczesny prezydent RP Lech Kaczyński i nasi sojusznicy z NATO i UE? Tylko na dwa z tych pytań Sikorski odpowiedział na konferencji prasowej, która przerodziła się w awanturę i przepychanki rozzłoszczonych brakiem komentarza dziennikarzy ze strażą marszałkowską.
- Nie brałem udziału w rozmowie Tuska z Putinem. Polskiego nagrania rozmowy nie ma. To jest relacja, którą ja słyszałem, która mogła być interpretowana w jeden sposób wtedy, a której znaczenie okazało się inne, w świetle tego, co się zdarzyło w międzyczasie - oświadczył Sikorski. Na kolejne pytania marszałek Sejmu odpowiadał tylko, że "sprawa jest dość skomplikowana", prosił o moment cierpliwości, po czym wyszedł z sali. Dziennikarze rzucili się w pościg - bezskutecznie.
Po "wszystkie wyjaśnienia powstałych nieporozumień" Sikorski odesłał do rozmowy z "Gazetą Wyborczą".
Wpływowy amerykański portal "Politico", opublikował tekst, w którym słowami Sikorskiego opisał propozycję podziału Ukrainy, którą Władimir Putin miał złożyć w 2008 r. w Moskwie Donaldowi Tuskowi.
"Putin chciał, by Polska wysłała wojsko na Ukrainę. Żeby wzięła udział w jej rozbiorze. Wiedzieliśmy, że myśli o takim scenariuszu od lat. Jedną z pierwszych wypowiedzi Putina podczas wizyty Tuska w Moskwie była ta, że Ukraina jest sztucznym tworem państwowym, a Lwów to polskie miasto, a więc czemu nie mielibyśmy uporać się z tym razem - takie słowa miał według Sikorskiego usłyszeć były polski premier, a wkrótce szef Rady Europejskiej, podczas wizyty w Moskwie w 2008 r. - Na szczęście Tusk nic nie odpowiedział na propozycję Putina. Wiedział, że jest nagrywany - dodał Sikorski. Według niego strona polska miała bardzo stanowczo zakomunikować Rosji, że nie chce mieć z działaniami przeciwko Ukrainie nic wspólnego.
Artykuł wywołał w Polsce polityczną burzę. Padły pytania: dlaczego te słowa opublikowano właśnie teraz, i czy Tusk i Sikorski zrobili coś z tą wiedzą. Wciąż nie mamy na nie odpowiedzi.
Po tym, gdy o tekście "Politico" napisały chyba wszystkie polskie media, Sikorski napisał na Twitterze, że "rozmowa z Politico nie była autoryzowana i niektóre jego słowa zostały nadinterpretowane". Ben Judah, dziennikarz "Politico", który rozmawiał z Sikorskim, włączył się do twitterowej dyskusji i zapewnił, że słowa byłego ministra podał dokładnie.
Dzień później zresztą bronił na Twitterze byłego szefa polskiego MSZ . "Przed Krymem nikt nie uwierzyłby Warszawie. Tuż po - to by podpaliło Ukrainę" - napisał. Dodawał też, że Polacy "powinni być dumni - a nie zawstydzeni - że bezceremonialnie odrzucili dwulicowe propozycje" prezydenta Rosji. Zdaniem Judaha "fakt, że Tusk odrzucił rosyjską ofertę nowego paktu Ribbentrop-Mołotow, czyni go tylko bardziej odpowiednim do przewodzenia Unii".
Ale komentatorzy w Polsce pytali przede wszystkim: dlaczego te słowa ujawniono właśnie teraz, i czy polska dyplomacja i polski rząd coś z nimi zrobiły - zakładając, że propozycja Putina została potraktowana poważnie, a nie jak kiepski żart.
Według dra Jana Wróbla Donald Tusk i Radosław Sikorski nie powinni przemilczeć słów Putina. - Ale wtedy trzeba byłoby powiedzieć: PiS ma rację - ocenił gospodarz "Poranka radia TOK FM" .
- Tusk powinien powiedzieć Putinowi, że o barbarzyńskiej propozycji powiadomi NATO, UE i opinię publiczną. To, że razem z Sikorskim przemilczeli sprawę, niesie całą masę strasznych konsekwencji - ocenił z kolei Jerzy Wenderlich. - Nie wykluczam, że Sikorski zaczyna ważną dla siebie grę polityczną - mówił w TOK FM . - Sikorski stawia w bardzo trudnej sytuacji Tuska - mówił w Kontrwywiadzie RMF FM Leszek Miller:
Miller: Putin nie żartuje. Słowa Sikorskiego to oskarżenie Donalda Tuska
Jedna z najodważniejszych książek, jakie napisano o Putinie. Sprawdź >>
Chcesz wiedzieć więcej i szybciej? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE!
Lubisz aplikację Gazeta.pl LIVE? Zagłosuj na nas!