Bulwersująca interwencja SM w Szczecinku. Funkcjonariusz zwolniony, dwóch innych urlopowanych

Jeden strażnik zwolniony, dwóch urlopowanych - są już pierwsze konsekwencje ujawnienia nagrania brutalnej interwencji straży miejskiej w Szczecinku. Komendant SM oddał się do dyspozycji burmistrza. - Prowadzimy intensywne czynności. W krótkim czasie będą merytoryczne decyzje - informuje prokuratura. Teraz okazuje się, że to już kolejny atak strażników ze Szczecinka.

Rzecznik szczecinieckiego ratusza poinformował w rozmowie z TVP Info, że komendant tamtejszej straży miejskiej oddał się do dyspozycji burmistrza. Jak dotąd nie wiadomo, czy zostanie odwołany.

- Natomiast jeśli chodzi o strażników, którzy brali udział w tej bulwersującej sprawie, to jeden z nich, za przekroczenie swoich uprawnień, został dzisiaj zwolniony z pracy. W przypadku dwóch pozostałych komendant straży podjął decyzję o ich urlopowaniu, aż do czasu wyjaśnienia sprawy przez prokuraturę - cytuje słowa rzecznika prasowego Szczecinka TVP Info .

Burmistrz miasta - Jerzy Hardie-Douglas - już wczoraj zapowiadał, że będzie wyciągał konsekwencje personalne w zw. z głośną interwencją .

- Będę dążył do zawieszenia strażników, którzy prawdopodobnie przekroczyli swoje uprawnienia - mówił w niedzielę w rozmowie z IAR.

20-latek: bicie, gaz, wymuszanie podpisu

Przypomnijmy, że sprawa dotyczy interwencji strażników, do której doszło wieczorem 3 października . Funkcjonariusze chcieli wylegitymować wówczas grupę siedmiu młodych osób, które miały się zbyt głośno zachowywać. Jedna z nich nie posiadała przy sobie dokumentów.

"Koledzy mieli, ja nie, ale podałem dane zgodnie z prawdą. Nie wiedzieć czemu strażnicy zażądali, bym wsiadł do radiowozu" - czytamy w relacji 20-latka w lokalnym serwisie Temat.net, który jako pierwszy opisał zajście.

- Strażnicy mieli go następnie wywieźć w ustronne miejsce. Wedle jego słów był bity, zmuszany do podpisania jakiegoś dokumentu i dwukrotnie użyto wobec niego ręcznego miotacza gazu - mówi w rozmowie z serwisem Gazeta.pl Jerzy Sajchta, rzecznik Prokuratury Rejonowej w Szczecinku, przywołując zeznania 20-latka. Zatrzymany zdołał nagrać interwencję.

Zobacz wideo

Natychmiastowa reakcja prokuratury

Sajchta twierdzi, że prokuratura zajęła się sprawą niemal natychmiast. Poszkodowany mężczyzna w jej siedzibie pojawił się już następnego dnia, w sobotę 4 października. - Przez przypadek zastał tam dyżurującego prokuratura, który zajmował się zupełnie inną sprawą. Prokurator wezwał policję, a widząc, w jakim stanie jest mężczyzna, poprosił o zrobienie mu zdjęć [które miały udokumentować odniesione obrażenia - przyp. red.] i skierowanie na badanie lekarskie - mówi rzecznik prokuratury. Zabezpieczono też dyktafon, na którym nagrana miała być interwencja.

Oficjalne śledztwo zostało wszczęte w poniedziałek 6 października. Także tego dnia znajomi 20-latka dostarczyli do prokuratury nagrania ze swoich telefonów komórkowych, pokazujące moment interwencji. Policja przeszukała też komendę straży miejskiej, zabezpieczając zapisy rozmów strażników z oficerem dyżurnym, ich notatki służbowe, a także zapisy urządzenia GPS znajdującego się w radiowozie, którym miał być przewożony 20-latek.

"Znamy wagę tej sprawy, prowadzimy intensywne czynności"

Obecnie śledztwo toczy się w sprawie przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszy. Przesłuchano już znajomych 20-letniego mężczyzny. - Jak dotąd nie odbyły się przesłuchania strażników - mówi rzecznik prokuratury. Wśród analizowanych materiałów są m.in. nagrania z monitoringu w jednym z banków oraz materiał zarejestrowany przez lokalną stację telewizyjną.

- Mamy świadomość wagi tej sprawy, a także zainteresowania, jakie wzbudziła tak lokalnie, jak i w kraju. Mogę zapewnić, że prowadzimy intensywne czynności. W krótkim czasie będą merytoryczne decyzje - mówi Jerzy Sajchta, przypominając, że wśród trzech interweniujących strażników tylko jeden miał się zachowywać agresywnie. Jak dotąd nikomu nie postawiono w tej sprawie zarzutów.

Kolejny przypadek brutalności straży

To niejedyna brutalna interwencja Straży Miejskiej z tego miasta. Jak podaje Radio ZET , 2 lata temu pobity został pan Arek. Jak opowiada sytuacja była bardzo podobna - funkcjonariusze Straży Miejskiej chcieli go wylegitymować i dać 500 zł mandat za zagłuszanie ciszy nocnej. Kiedy nie chciał pokazać dokumentów strażnicy kazali mu wsiąść do radiowozu.

- Myślałem, że jedziemy na komisariat, a okazało się, że jedziemy na obrzeża miasta. Już wtedy wiedziałem czym to się skończy, że zrobią sobie na mnie poligon. Skopali mnie, kilka razy potraktowali mnie gazem i zostawili w lesie - opowiada pan Arek. W tej chwil trwa proces w tej sprawie. Ma się zakończyć w ciągu kilku tygodni.

Chcesz wiedzieć więcej i szybciej? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE! Lubisz aplikację Gazeta.pl LIVE? Zagłosuj na nas!

Czy Straż Miejska powinna zostać zlikwidowana?
Więcej o: