Wulkan Bardarbunga nie zyskał takiej sławy jak Eyjafjallajökull, który w 2010 roku sparaliżował ruch lotniczy w Europie. Jego erupcja jest jednak dużo poważniejsza - pisze "Newsweek". Freysteinn Sigmundson, geofizyk i wulkanolog z Uniwersytetu Islandzkiego, tłumaczy w rozmowie z europejską edycją tygodnika, że trwająca już półtora miesiąca erupcja Bardarbungi jest największym tego typu wydarzeniem od setek lat.
Do 1 października z wulkanu wydobyło się już bowiem więcej dwutlenku siarki niż podczas jakiejkolwiek erupcji na Islandii od kilku wieków.
- W wielu częściach kraju stężenie oparów siarki jest na niebezpiecznym dla zdrowia poziomie - mówi "Newsweekowi" John Stevenson, badacz wulkanów z Uniwersytetu Edynburskiego. - Dotknięte obszary obejmują Reykjavik. Opary powodują ból oczu i gardła, odwoływane są przez to imprezy sportowe, a astmatykom odradza się wychodzenie z domu - dodaje.
Obszar przykryty lawą wydostającą się z wulkanu rośnie o 1,5 km kwadratowego dziennie i zajmuje już powierzchnię równą mniej więcej powierzchni Manhattanu.
Tej erupcji daleko jednak wciąż do największej znanej erupcji na Islandii. Kiedy w latach 1783-84 wybuchał wulkan Laki, zgładził on 60 proc. islandzkiej trzody i 20 proc. ludności.
Chcesz wiedzieć więcej i szybciej? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE!
Lubisz aplikację Gazeta.pl LIVE? Zagłosuj na nas!