W pierwszym podsumowaniu dyskusji na trwającym w Watykanie synodzie biskupi postanowili wspomnieć o homoseksualistach . Uznali, że mają oni "walory i przymioty do zaoferowania wspólnocie chrześcijańskiej". I pytali, czy Kościół jest w stanie ich przyjąć. To podejście nie spodobało się najbardziej konserwatywnym hierarchom, w tym abp. Stanisławowi Gądeckiemu, który stwierdził, że to "uleganie antymałżeńskiej ideologii".
Postawą wobec homoseksualistów zdziwiona była wczoraj goszcząca w Radiu TOK FM prof. Maria Libiszowska-Żółtkowska, socjolożka religii z Uniwersytetu Warszawskiego. - 95 proc. społeczeństwa to katolicy, ludzie w dzieciństwie ochrzczeni. Ci, którzy po latach odkryli swoją odmienną preferencję seksualną, nadal są członkami tego Kościoła. Nikt ich z niego nie wypisał, chyba że sami złożyli akt apostazji. Nie są wykluczeni z Kościoła tylko dlatego, że dostali w darze od Boga czy od losu inną orientację seksualną - wyjaśniała.
"Na polskich katolików przebieg Synodu Biskupów działa jak płachta na byka" - wskazuje na blogu w serwisie Polityka.pl Adam Szostkiewicz . Publicysta zauważa, że w dyskusji wokół synodu nie słychać w ogóle ludzi ceniących wolność słowa i rzeczową debatę.
Szostkiewicz zaznacza, że nie tylko polscy hierarchowie się na synod obrazili. I ma rację - opublikowane wczoraj nowe tłumaczenie dokumentu ma mniej liberalny charakter . Jednak to, że nie tylko w Polsce są ultrakonserwatyści, publicysta uznaje za marne pocieszenie.
"Ostra reakcja oznacza, że Synod dotknął chorego nerwu. Złamał tabu, jakim jest język agresji i wykluczenia w Kościele" - wskazuje Szostkiewicz. I dziwi się, że jeden z hierarchów miał nazwać synod "gnojem", co niezbyt łączy się z ewangelizacyjnym przesłaniem.
Reakcję polskiego Kościoła na dyskusje podczas synodu Szostkiewicz określa jako "rozpaczliwą". "Mam przykre wrażenie, że ci wszyscy frondyści obłudnie modlący się za "homosynod" najchętniej stworzyliby sobie swój własny narodowy Kościół katolicki, oddzielony zasiekami od Franciszkowego Kościoła Powszechnego - ortodoksyjnego, a zarazem otwartego, empatycznego, ekumenicznego, uniwersalistycznego" - pisze.
Bardziej optymistycznie do sprawy synodu podszedł dziś w Poranku Radia TOK FM Jacek Żakowski. - Mam wrażenie, że Kościół odkrywa człowieka. Ludzie, to są ludzie! - stwierdził.
- Po okresie dość tępego konserwatyzmu ten podmuch ludzkiego myślenia jest poruszający i obiecujący. Choć dla niektórych wkurzający. Na przykład dla Tomasza Terlikowskiego, który napisał w "Rzeczpospolitej", że na synodzie pojawiły się "herezje" - ocenił.