Jak tłumaczył prof. Kowalczak, działający w Komisji Hydrologii Światowej Organizacji Meteorologicznej ONZ, reguły wszystkich światowych konfliktów wyznacza woda. Wojny kończą się na granicy wododziałów, a priorytetem w walkach jest atakowanie celów wodnych - oczyszczalni ścieków, ujęć wód i tam. - Nie ma konfliktów, gdzie te obiekty nie padałyby ofiarą ataków jako pierwsze - uważa.
Zdaniem profesora, opinia publiczna jest nadmiernie straszona zmianą klimatu. - Nim dojdziemy do spraw związanych z perspektywicznym podejściem do regulacji stosunków wodnych, jest jeszcze szereg rzeczy, które należałoby naprawić w tej chwili. Na świecie mamy 2,4 mld ludzi, którzy mają problemy z dostępem do urządzeń sanitarnych. Nieomal miliard ludzi ma problemy z dostępem do wody słodkiej - wyliczał Kowalczyk.
W następnej kolejności do rozwiązania pozostają podziały polityczne. W podzielonej w 1885 roku Afryce do dziś istnieją problemy związane z zagospodarowaniem wody, zasobów naturalnych czy wreszcie konflikty plemienne i narodowościowe.
- Kiedy rozmawiamy o braku wody, to myślimy o jej fizycznej nieobecności. Natomiast podstawowym problemem jest brak wody wynikający z przyczyn ekonomicznych. Są całe kraje, które mają problemy finansowe i nie mają środków na budowę infrastruktury - tłumaczył ekspert i dodał: - Inżynierowie pracujący w Afryce mają takie powiedzenie - Pan Bóg stworzył świat, ale zapomniał o infrastrukturze wodnej. To brzmi jak przekleństwo i na co dzień jest to tam widoczne.
Prof. Kowalczak przypomniał, że większość krajów afrykańskich ma w konstytucji zapisany wolny dostęp do wody. Oznacza to, że powinna ona być dawana nieomal bezpłatnie, ale nie pokrywa się to z warunkami fizycznymi i możliwościami finansowymi tych krajów.
- Dysponując wodą w krajach bogatych mówi się natomiast, że powinien następować zwrot kosztów korzystania z wody. Tu jest kompletna przeciwwaga do założeń do gospodarowania wodą w Afryce. Oba skrajne założenia mają szereg wad - ocenił.
W Stanach Zjednoczonych, gdzie obowiązuje wolny handel wodą, zbiorniki wodne są przywiązane do własności gruntów. - Jest przykład zbiornika Salton, dużego jeziora, które zostało zniszczone na skutek takiego biznesu. Rolnicy, których działki leżały na terenie tej zlewni, sprzedali prawa do wody okolicznym miastom i woda trafiła do innej zlewni - powiedział Kowalczak.
Profesor wyjaśnił, że dopóki zbiornik służył infrastrukturze rolniczej, to woda spływała z powrotem do jeziora. Dziś, odprowadzana systemami kanalizacyjnymi do sąsiednich zlewni, nie wraca i następuje degradacja zbiornika.
Zauważył też, że dodatkowym problemem związanym z wodą jest nadmierne wykorzystanie wód podziemnych. - Za czasów Kadaffiego w Libii zbudowano bardzo nowoczesne i oryginalne pod względem technicznym rozwiązanie, które pozwoliło wykorzystać wody podziemne Sahary. Z punktu widzenia gospodarowania wodą jest to jednak drastyczna sytuacja, która stwarza zagrożenie dla sąsiadów. Ta woda zostanie wybrana i nigdy nie zostanie odtworzona, bo wykorzystanie jest nadmierne w stosunku do zasobów - wyjaśnił ekspert.
Prowadząca program Agnieszka Lichnerowicz wspomniała o planach budowy Tamy Wielkiego Odrodzenia na błękitnym Nilu. Inicjatywa Etiopczyków spotyka się z ostrym sprzeciwem Egiptu, który intensywnie eksploatuje Nil.
- Tam było już bardzo gorąco w latach 90., kiedy Etiopia próbowała budować zaporę na Nilu. Reakcja armii egipskiej - która zaczęła rozwijać się również w Czadzie - spowodowała wstrzymanie wszystkich robót hydrotechnicznych na terenie Etiopii - tłumaczył prof. Kowalczak i dodał, że Etiopia zaczyna realizować swój program, korzystając z problemów wewnętrznych Egiptu i jego osłabienia.
Większość, bo aż 83 proc. przepływu Nilu, jest kształtowanych na bazie opadów, które spadają na Etiopię. Na terenie Egipt powstaje tylko 3 proc. przepływu.
Dominacja Egiptu i Czadu jest spadkiem po kolonizatorach, gdyż uprawy na tym terenie wymagały dużej ilości wody. - To musi się zmienić, bo w zlewni jest dziesięć państw - dodał Kowalczak.
Problemy z wodą istnieją też w Centralnej Azji. W tym regionie świata, a szczególnie w dolinie Fergany, nagromadzono w latach 30. wrogie wobec siebie narodowości, które mają wspólnie decydować o gospodarce wodnej.
Konflikt Uzbekistanu, Kirgistanu i Tadżykistanu przybrał na znaczeniu w chwili rozpadu ZSRR i zawalenia się systemu gospodarstw kolektywnych. Wody jest niewiele, a plantatorzy spierają się o okres jej wykorzystywania. Zależnie od tego, czy uprawa będzie prowadzona w korzystnym dla roślin terminie, czy nie - istnieje 100-procentowa różnica między wielkością plonów.
- Najpoważniejszym problemem jest Kirgistan, który prowadzi gospodarkę opartą na elektrowniach wodnych, stanowiących właściwie jedyne źródło dochodu kraju. Powstrzymywanie przepływu na potrzeby pracy elektrowni wodnych powoduje, że brakuje wody w krajach położonych niżej - tłumaczył prof. Kowalczak i dodał, że pozostałe kraje zagroziły, że jeśli Kirgijczycy nie zmienią warunków gospodarowania wodą, zareagują agresją militarną.
- Punktem politycznie niebezpiecznym jest spór pakistańsko-hinduski - zauważyła Lichnerowicz. Zdaniem prof. Kowalczyka spór ten jednak tworzy korzystne tło dla polityki. - Jedyne rozmowy prowadzone w sposób regularny i dający owoce w sposobie gospodarowania wodą, to sprawy dotyczące Indusu, mimo że kraje są w stanie wojny - stwierdził.
- Podobne było w Izraelu, kiedy w chwili bardzo dużego napięcia jedynym sprawnym organem była wspólna komisja, która decydowała o podziale wód. Ona nigdy nie uzyskała zadowalającego wszystkie strony wyniku, ale była to jedyna grupa, która pracowała przez cały czas bez jakichkolwiek przerw - dodał.
Ekspert uważa, że wspólna gospodarka wód międzynarodowych może przejść w harmonijną i pokojową współpracę w innych dziedzinach.
Wyraźnie widać, że zwraca się uwagę na rolę wody w międzynarodowej polityce. Ja bym próbował dostrzegać, że w przyszłości może to być przekształcenie z konfliktu na bazie wspólnej gospodarki na wodach międzynarodowej do przejścia do współpracy harmonijnej pokojowej i rozwiązań w innych dziedzinach.
- My mieliśmy taką sytuację po wojnie na granicy na Odrze. Mimo że kraje były niezbyt przyjaźnie nastawione do siebie, to Polsko-Niemiecka Komisja Wód Granicznych pracowała wzorcowo - stwierdził Kowalczak.