- Jeśli jedna [operacja] "Ochronny brzeg" to za mało, będzie druga i trzecia - do chwili, gdy terror Hamasu się skończy. Wolę płacz tysiąca palestyńskich matek niż pozwolić, by płakała choć jedna żydowska matka - powiedział na spotkaniu członków partii Likudu Israel Katz. Jak dodał, skończyły się czasy, gdy "Żydzi nie robili nic i byli masakrowani".
Minister transportu Izraela, jeden z najbliższych współpracowników premiera Benjamin Netanjahu, przemawiał do audytorium złożonego z około 2000 działaczy Likudu, w tym ministra obrony Mosze Ja'alona i przewodniczącego Knesetu Juli'ego Edelsteina - pisze "Jerusalem Post" .
W swojej przemowie izraelski polityk podkreślał, że jeśli Strefa Gazy pozostanie miejscem, gdzie panuje terror, to pieniądze zebrane na odbudowę Strefy pójdą na marne. Wczoraj o przekazaniu na ten cel 5,4 mld dolarów zadecydowali politycy i działacze z całego świata, którzy obradowali na konferencji w Kairze. - Darczyńcy zobowiązali się do wypłacania pieniędzy tak szybko, jak to będzie możliwe - obiecał po spotkaniu szef norweskiego MSZ Boerge Brende. Jego słowa cytuje agencja AFP.
- Mieszkańcy Gazy muszą wybrać: czy chcą być Singapurem, czy Darfurem - zaznaczył też podczas spotkania Likudu Katz. Jak podkreślił, "mogą wybrać między odbudową gospodarczą i wojną i zniszczeniem". - Jeśli wybiorą terror, to świat nie powinien marnować swoich pieniędzy. Jeśli zostanie wystrzelona choć jedna rakieta, wszystkie [środki finansowe] pójdą na marne - oświadczył.
Katz porównał również retorykę jednego z założycieli Hamasu, Mahmuda a-Zahara - o przekształceniu Palestyny w Królestwo Islamskie i zniszczeniu Izraela - do przekazu Państwa Islamskiego. Minister skomentował, że prędzej Zahar dołączy do swoich kolegów z Hamasu "w piekle".
Chcesz wiedzieć więcej i szybciej? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE!
Lubisz aplikację Gazeta.pl LIVE? Zagłosuj na nas!