Znane są szczegóły dotyczące śmierci Thomasa Erica Duncana, pierwszej ofiary wirusa ebola w USA. Mężczyzna zgłosił się 24 września na pogotowie do Texas Health Presbyterian Hospital w Dallas.
Duncan uskarżał się na bóle brzucha i głowy oraz problemy z oddawaniem moczu. Temperatura jego ciała wzrosła do 39,5 stopnia Celsjusza. Po wykonaniu tomografii komputerowej lekarze wykluczyli zapalenie wyrostka robaczkowego, udar i inne podobne przypadłości.
Choć mężczyzna wspomniał pielęgniarce, że kilka dni wcześniej przyjechał z Liberii, przepisano mu receptę na antybiotyki i poradzono zażyć Tylenol (lek przeciwbólowy i przeciwgorączkowy oparty na paracetamolu).
Duncan wrócił do mieszkania, które dzielił z czterema innymi osobami. Cztery dni później karetka przywiozła go do szpitala, tym razem zdiagnozowano u niego ebolę i umieszczono w izolatce. Pracownicy szpitala rozpoczęli gorączkowe poszukiwania wszystkich osób, które miały z nim bezpośredni kontakt.
Przymusową kwarantanną objęto 10 osób, które miały kontakt z zakażonym pacjentem: siedmiu pracowników medycznych, którzy się nim zajmowali, i trzech członków rodziny. Monitorowany jest też stan zdrowia 38 innych osób.
Mężczyzna 20 września przyleciał z Liberii do Dallas, by ożenić się z matką swojego syna i rozpocząć nowe życie. Przed wylotem do USA Duncanowi na lotnisku w Liberii zmierzono temperaturę. Nie wykazywał żadnych objawów zakażenia ebolą. Symptomy mogą pojawić się między drugim a 21. dniem od zakażenia.
Departament Opieki Zdrowotnej w Teksasie rozważa śledztwo w sprawie przestrzegania procedur bezpieczeństwa w szpitalu w Dallas.
Chcesz wiedzieć więcej i szybciej? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE!