W ostatnich tygodniach prezenter Jeremy Clarkson i jego ekipa kręcili nowe odcinki programu w Ameryce Południowej. Kiedy przemierzali Patagonię, uwagę miejscowych przykuła rejestracja samochodu aktora:
Argentyńczycy odebrali to jako aluzję do przegranej wojny o Falklandy. Z tego powodu ekipa programu musiała opuścić kraj wcześniej, niż zamierzała: lokalne władze nie wyraziły zgody na filmowanie, a feralne porsche zostało obrzucone kamieniami:
Samochód Clarksona został porzucony na poboczu, wcześniej miejscowi obrzucili go też kamieniami - podaje BBC. Jak informuje telewizja, ekipa dostała też wiele skarg od oburzonych polityków i weteranów wojennych domagających się opuszczenia kraju przez dziennikarza.
Oskarżeniom o prowokację zaprzecza jednak producent wykonawczy "Top Gear" Andy Wilman. - Top Gear kupiło trzy auta na potrzeby nakręcenia odcinka. Sugerowanie, że samochód [Clarksona - przyp. red.] został wybrany ze względu na jego tablicę rejestracyjną lub że tablice te specjalnie podmieniono, jest nieprawdziwe - zapewnił w rozmowie z dziennikiem "The Daily Mirror".
Wilman tłumaczył też, że to nie prezenterzy kupują auta, które są później wykorzystywane w programie - odpowiada za to osoba z biura "Top Gear". W dodatku pojazd miał zostać zarejestrowany pod obecnym numerem już 23 lata temu.
To nie pierwsze kłopoty Clarksona podczas pracy w BBC. W maju tego roku dziennikarz został oskarżony o rasizm: w materiale prowadzący miał recytować wierszyk ze słowem "nigger", uznawanym za wyjątkowo obraźliwe.
Prezenter stwierdził najpierw, że nie użył obraźliwego określenia, a potem oświadczył, że czuje się "zmartwiony i przerażony", że mogło to zabrzmieć tak, jakby posługiwał się rasistowskim językiem. - Doskonale wiedziałem, że w najbardziej popularnej wersji rymowanki jest rasistowskie wyrażenie i chciałem je ominąć. Robiłem trzy podejścia do nagrania. W dwóch mamrotałem coś w miejscu, gdzie pojawia się to słowo, a w trzecim zamieniłem je na "nauczyciel" - tłumaczył.
Ostatecznie Clarkson nie został zwolniony. "BBC powiedziało, że jeszcze jedna obraźliwa uwaga gdziekolwiek, kiedykolwiek i będę zwolniony" - napisał dziennikarz w swoim felietonie w "The Sun". "To nieuniknione, że pewnego dnia ktoś gdzieś powie, że go obraziłem, i to będzie na tyle" - dodał jednak Clarkson.
Chcesz wiedzieć więcej i szybciej? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE!
Lubisz aplikację Gazeta.pl LIVE? Zagłosuj na nas!