Hongkońskie władze na razie zapowiadają, że nie będą starały się usuwać protestujących na rzecz demokracji siłą. Osoby związane z szefem administracji regionu Leung Chun Yinga mówią, że policja może pozwolić na demonstracje trwające nawet tygodniami.
Protestujący studenci zaczynają z kolei zaostrzać swój ton. Żądają ustąpienia Leung Chun Yinga do dziś do północy (18 godz. polskiego czasu) - w przeciwnym razie zajmą kolejne budynku rządowe.
- Jeśli Leung Chun Ying nie odda władzy, zintensyfikujemy nasze działania. Zajmiemy kolejne budynki rządowe - zapowiedział wiceszef hongkońskiego stowarzyszenia studentów.
Trwające już około tygodnia masowe demonstracje spowodowały blokadę większej części centrum finansowego regionu. Na ulicach wciąż jest bardzo dużo protestujących, ale atmosfera dalej jest pokojowa. Pojawiły się obawy, że policja może użyć siły i próbować usunąć demonstrantów z ulic przed chińskim świętem narodowym, ale okazały się one nieuzasadnione.
W weekend policja użyła wobec protestujących gazu łzawiącego, gazu pieprzowego i pałek. Od tego czasu napięcie jednak zmniejszyło się. Protestujący organizują stoiska, na których rozdają peleryny przeciwdeszczowe, wodę, owoce, ręczniki, gogle, maski na twarz, a nawet namioty.
- Póki nie ma chaosu ani przemocy, nie wyślemy do protestujących specjalnych oddziałów policji - zapewnia źródło z otoczenia Leung Chun Yinga. - Mamy nadzieję, że do tego nie dojdzie.
Dla chińskich władz protesty w Hongkongu stanowią ogromne wyzwanie polityczne w związku z wydarzeniami na placu Tiananmen w Pekinie w 1989 roku. Rząd stwierdził, że demonstracje Occupy Central są nielegalne, ale mimo to rozprzestrzeniły się one do sąsiedniego Makau i Tajwanu. W Tajpej na ulice wyszło około 5 tys. osób.
Chińczycy z innych części kraju przyjeżdżający do Hongkongu mają zróżnicowane opinie na temat wydarzeń. Niektórzy wyznają, że mają nadzieję na podobne ruchy w Chinach. - Po raz pierwszy w swoim życiu czuję, że jestem blisko polityki - mówi 29-letni turysta z Pekinu. - Wierzę, że coś takiego pewnego dnia wydarzy się w Chinach - dodaje. Inna osoba stwierdziła jednak, że domaganie się demokratycznych wyborów jest ze strony hongkończyków wyrazem braku szacunku dla reszty kraju.
Chcesz wiedzieć więcej i szybciej? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE!
Lubisz aplikację Gazeta.pl LIVE? Zagłosuj na nas!