Nie może podać nazwiska. Nie może też powiedzieć, w której komendzie policji pracował. Na wiele pytań nie odpowiada. "Tajemnica służbowa". W rozmowie z Gazeta.pl mówi o tym, czy istnieje zbrodnia doskonała i czy można wykryć zabójstwo, za którym stoją służby specjalne.
- Przestępca zawsze pozostawia ślady. Pytanie, czy potrafimy je znaleźć i zabezpieczyć tak, aby eksperci w laboratoriach dopasowali je do sprawcy.
- Nie mamy wiedzy o wszystkich technikach i metodach stosowanych przez służby specjalne. Jakiekolwiek służby, nie będę tutaj wymieniał konkretnych nazw. Możliwe, że gdzieś opracowano np. substancję, o której my nie wiemy, nie potrafimy jej wykryć i zidentyfikować. Musimy opierać się na wiedzy, jaką posiadamy. A zakładam, że ta wiedza jest mniejsza niż np. wiedza wywiadu czy kontrwywiadu.
O pracy służb specjalnych przeczytaj w książkach >>
- Nie wierzę w zbrodnię doskonałą. Nawet jeśli dziś nie zidentyfikujemy sprawcy, to nie znaczy, że przestępca może czuć się bezpieczny i bezkarny. Nie wie, czy za 10 lat nie będziemy dysponowali środkami, które pozwolą zakończyć śledztwo. Kryminalistyka cały czas się rozwija, dzięki genetyce wykrywamy dziś sprawców przestępstw sprzed 20 czy 25 lat. A nasze narzędzia będą coraz doskonalsze.
- Oczywiście. Już od dawna, np. żeby nie zostawiać śladów na miejscu zdarzenia, zakładają rękawiczki. Skrapiają też miejsce zdarzenia różnego rodzaju substancjami chemicznymi, by zniszczyć ślady osmologiczne. Często po dokonaniu przestępstwa pozbywają się narzędzi, które posłużyły im do dokonania tego czynu. Przestępcy są pół kroczku przed nami, ale my też nie stoimy w miejscu.
- Trudno to ocenić. Na pewno istnieją służby, które potrafią zlikwidować człowieka i praktycznie nie zostawić śladów. Przy użyciu metod, o których nie mamy pojęcia. Nauka i technika w tym przypadku poszły bardzo do przodu.
- Na przykład. Ale proszę pamiętać, że dla nas każda sprawa, w której mamy do czynienia z ludzkimi zwłokami, traktowana jest tak, jakby brały w tym udział osoby trzecie. To jest punkt wyjścia. I szukamy elementów, które mogłyby to wykluczyć. Ale to sprawa nie tylko śladów, potrzebna jest też praca operacyjna, przepytywanie rodziny, szukanie ewentualnych motywów.
Często decydująca okazuje się dopiero sekcja zwłok. W trakcie jej trwania następuje otwarcie zwłok w celu stwierdzenia obrażeń, wykonywany jest też szereg badań dodatkowych. Ale - tak jak powiedziałem - nie oznacza to, że absolutnie niemożliwe jest błędne wykluczenie udziału osób trzecich, w sytuacji, gdy użyto środków, o jakich nie wiemy.
Zresztą zdarzają się sytuacje odwrotne - na pierwszy rzut oka wszystko wskazuje na zabójstwo, a po zbadaniu okazuje się, że człowiek zabił się sam. Zetknąłem się z przypadkiem, gdy znaleźliśmy zwłoki kobiety. Miała ranę ciętą na szyi, ranę na klatce piersiowej i odciętą łechtaczkę. Trudno uwierzyć, że sama zadała sobie te rany; to właśnie ta ostatnia doprowadziła do wykrwawienia i okazała się śmiertelna.
Zdarzyła się też osoba, która założyła worek foliowy na głowę i jeszcze zdążyła skrępować sobie ręce, żeby pozbawić się szans na zmianę decyzji. To są przypadki ekstremalne, zwykle w taki sposób pozbawiają się życia ludzie pod wpływem alkoholu czy narkotyków albo z zaburzeniami psychicznymi.
- Oczywiście. Życie to nie film i sensacyjne przypadki zdarzają się rzadko. Mówiąc najprościej - naprawdę bardziej prawdopodobne jest, że ktoś, kto chce popełnić samobójstwo, po prostu się powiesi lub przedawkuje leki. Tak samo jak zdecydowanie bardziej prawdopodobne jest, że w przypadku morderstwa mamy do czynienia z napadem, a nie działaniem Mosadu.
- Rzeczywistość jest troszkę inna. Szczerze mówiąc jest za mało ciekawa na książki czy filmy, dlatego na ekranie widzimy wersję urozmaiconą i wzbogaconą. Trzeba dodać trochę atrakcji, żeby widz się nie zanudził.
Zacznijmy od tego, że nie ma żadnego odrysowywania kształtu zwłok kredą na podłodze. Nie odgradza się też wszystkiego taśmą. Częściej po prostu ustawia się policjantów, którzy nie dopuszczają na miejsce zdarzenia osób postronnych. Stosuje się też parawany i namioty, żeby zasłonić miejsce zdarzenia, jeśli jest na zewnątrz. To kwestia naszej spokojnej pracy. Czasem lepiej też nie pokazywać miejsca zdarzenia, bo widok może być zbyt drastyczny.
- Nie każdy nadaje się do tej pracy. Jestem pełen podziwu, że zajmują się tym też kobiety i dają radę. Ja przez te wszystkie lata tak naprawdę nie przyzwyczaiłem się. Mówimy zwłoki, ale to przecież jest ciało ludzkie, któremu należy oddać szacunek. I pojawia się pytanie, dlaczego musiał zginąć - szczególnie jeśli to człowiek młody, który miał przed sobą całe życie.
Najbardziej przejmujące jest, gdy giną dzieci. To się mocno odbija na psychice. Najważniejsze, żeby umieć się odciąć od pracy. Trzeba mieć jeszcze coś poza nią: dom i rodzinę, hobby.
- W swojej karierze tylko raz poczułem naprawdę silne obrzydzenie. To były zwłoki krótko po zdarzeniu. Kiedy je obracaliśmy podczas oględzin, wypłynęła z nich ciepła krew. Wtedy zebrało mi się na wymioty, ale musiałem to przezwyciężyć i po prostu robić swoje. Zdarzają się różne przypadki: np. zwłoki zmumifikowane, które leżały kilka lat i musimy dawać radę. To nie jest tak, że nie robi to na nas żadnego wrażenia.
- Ślady, które zabezpieczam, często służą do tego, żeby jednoznacznie udowodnić winę osobie wytypowanej przez grupę dochodzeniowo-śledczą. Takim śladem mogą być odciski palców, ale może być też włos, ślad zapachowy, włókna z ubrania. Badamy też ślady pozostawione przez narzędzia używane przez sprawcę. Każde narzędzie, gdy bliżej je zbadamy, jest jedyne w swoim rodzaju. Można je zidentyfikować.
- W mojej karierze najciekawsze były ślady w maśle. Włamywacz, szukając cennych rzeczy, wyrzucał wszystko na podłogę. Wyrzucił też kostkę masła, w którą wdepnął. Został bardzo wyraźny odcisk buta. Zabezpieczyłem go. Dzięki rozpracowaniu operacyjnemu został zatrzymany już następnego dnia, właściwie po kilku godzinach. Nadal miał na sobie te same buty, co w czasie włamania.
- Grupy specjalizujące się w jakimś rodzaju przestępstw bardzo uważają i mają swoje techniki, żeby utrudnić identyfikację. Inaczej, jeśli mamy do czynienia z przestępcą amatorem. Zdarza się, że ktoś np. na miejscu włamania zostawi swój telefon komórkowy. Zdarzyło mi się kilka razy znaleźć dokumenty sprawcy. Ale to są ludzie, którzy idą na żywioł, często nie planują np. włamania, tylko korzystają z okazji, działają impulsywnie i nie myślą o konsekwencjach.
- Niekoniecznie. Proszę pamiętać, że sprawca będzie robił wszystko, żeby się obronić. Będzie twierdził, że dowód zgubił dwa dni wcześniej, że ktoś podrzucił jego dokumenty. Ale na pewno jest to łatwiejsze niż w przypadku wyspecjalizowanych grup przestępczych.
- Tak. Dobrze zabezpieczone ślady dają później efekty i pozwalają wykryć sprawcę. Jeśli nie zbierze się wszystkich śladów, to utrudnia znalezienie przestępcy. Ale też - jeśli sprawcę znajdzie grupa dochodzeniowo-śledcza - może uniemożliwić stuprocentowe udowodnienie, że to właśnie on.
- Spoczywa na nas bardzo duża odpowiedzialność. Jesteśmy z tego rozliczani przez ekspertów i przełożonych. Każde miejsce zdarzenia jest później wielokrotnie analizowane. Wiadomo - człowiek jest tylko człowiekiem. Coś może umknąć uwadze, dlatego nieraz prowadzi się oględziny uzupełniające. Mnie się na szczęście w całej karierze nie zdarzyło, żeby ktoś musiał po mnie poprawiać.
- W zabezpieczaniu śladów? Tak.
- Nie mówimy każdemu o swoim miejscu pracy. Znajomi wiedzą, gdzie pracuję, ale nie rozmawiamy na ten temat. Obowiązuje mnie tajemnica służbowa. Nie zanoszę też pracy do domu. Mam dwie córki - wiedzą tylko ogólnie, czym się zajmuję.
- Oczywiście. Ale staram się, żeby ich nie znały. Mamy takie, a nie inne społeczeństwo, nie chcę, żeby to gdzieś wyszło.
- Nie, mają inne zainteresowania.
- Wolałbym nie. Gdyby już chciały mieć coś wspólnego z techniką kryminalistyczną, wolałbym, żeby pracowały jako eksperci w laboratorium. To bardzo obciążająca praca. Zresztą to w ogóle nie jest to praca dla ludzi młodych i bez doświadczenia. Mówię tu o doświadczeniu życiowym. Najpierw trzeba coś przeżyć, mieć jakieś życie prywatne, wzmocnić się. Dlatego zaczyna się od pracy policyjnej, a potem można iść w stronę techniki kryminalistycznej.
- Nie, ja nie żałuję.
- Jakoś sobie z nimi radzę. W moim przypadku jest więcej plusów niż minusów.
Chcesz wiedzieć więcej i szybciej? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE!
Lubisz aplikację Gazeta.pl LIVE? Zagłosuj na nas!