Mirosław Karapyta był marszałkiem województwa podkarpackiego z ramienia PSL. Ponad rok temu stracił funkcję i został usunięty z partii w związku z tym, że ciąży nad nim kilkanaście zarzutów o charakterze korupcyjnym, seksualnym i oszustw.
Śledztwo w jego sprawie przedłużono do końca roku. Mimo to lokalne struktury SLD na Podkarpaciu postanowiły wciągnąć go na listy wyborcze przy okazji najbliższych wyborów samorządowych.
Ostateczną decyzję, czy Karapyta znajdzie się na liście SLD w wyborach do sejmiku podkarpackiego, podejmie zarząd wojewódzki partii 27 września. Rekomendację wydała SLD w powiecie lubaczowskim. Jak jednak dowiaduje się Gazeta.pl, nawet jeśli b. marszałek będzie na listach, centralny zarząd partii i tak zarekomenduje usunięcie go z nich.
- Jako szef sztabu wyborczego Komitetu Wyborczego SLD-Lewica Razem będę rekomendował usunięcie z list wyborczych pana Karapyty, kiedy tylko dostanę oficjalne karty zgłoszenia z regionu i on faktycznie będzie na nich figurował. Wszystkie osoby, które chcą kandydować z list SLD, muszą mieć nienaganną przeszłość. Jeśli mają przedstawione jakieś zarzuty, to są wykluczone z kandydowania pod naszą egidą - mówi Krzysztof Gawkowski, sekretarz generalny SLD.
- Jeżeli mamy do czynienia z sytuacją, w której polityk nadużywa zaufania społecznego, ma to zawsze znaczenie przy ocenie wpisywania go na listy - tłumaczy Gawkowski. Czy jednak gdyby Karapyta został oczyszczony z zarzutów, mógłby kandydować z list Sojuszu? - Nie rozważamy takiej możliwości - mówi sekretarz partii.
Jak to możliwe, że regionalni działacze Sojuszu działają bez porozumienia z jego centralnym zarządem? - Tak konstruowane są listy wyborcze. Rekomendacje kandydatów powstają na poziomie gminy i powiatu, a ostateczny kształt list zatwierdza centrala - mówi Gawkowski.
Chcesz wiedzieć więcej i szybciej? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE!