- Mamy kompleksy, niekoniecznie osobliwie polskie, ale nie da się ich ukryć. Kompleksy, niestety, typowe dla słabych, przegranych, wzgardzonych. Nadrabiamy, pyszniąc się jak dzieci z wujka w Ameryce, z Marii Skłodowskiej-Curie, Kopernika, Chopina i kogo tam jeszcze, a najbardziej z "Polskiego Papieża", od chwili jego wyboru, choć niejeden wcześniej nic o Karolu Wojtyle nie wiedział - pisze w "Tygodniku Powszechnym" ks. Adam Boniecki.
- W momentach jakiegoś sukcesu Polaka ujawniają się nasze kompleksy i urazy. Bywamy zawiedzeni, kiedy jakiś obcokrajowiec nie zna naszych noblistów (tak jakbyśmy sami znali noblistów amerykańskich, brytyjskich czy japońskich). A kiedy nic innego pod ręką nie mamy, sięgamy po martyrologię - pisze duchowny.
Ks. Boniecki zauważa również: Osobliwą polską cechą, która się ujawnia w sytuacjach "polskiego sukcesu", jak w przypadku europejskiego awansu Donalda Tuska, jest odruch umniejszania: że bez znaczenia, że bez żadnej władzy, że nie będzie najważniejszą osobą w UE, że go zaproponowali, bo słaby i można nim kierować...
- W gruncie rzeczy nie znosimy tych, którym się powiodło, którzy wyrośli ponad przeciętność. Z pasją przeliczamy na złotówki ich dochody i porównujemy je z własną pensją. Mówimy: "ten się dochrapał, załapał", "ciekawe, kto za tym stał i jakie tam były ciemne interesy". Kompleksy niższości, odrzucenia uruchamiają w nas agresję, wściekłość jakby rewolucyjnego ludu, burzącego kwitnące gospodarstwa i podpalającego - w imię sprawiedliwości - pańskie dwory, a przy okazji niszczącego w ten sposób własne miejsce pracy - pisze w swoim felietonie ks. Boniecki.