Na początku części programu poświęconej odrzuceniu przez Sejm projektu wprowadzającego kary za "propagowanie podejmowania przez małoletnich zachowań seksualnych", Wielowieyska przypomniała fragment stenogramów dotyczących tego punktu obrad.
- Chłopak, który się onanizuje, chwyta siusiaka i przesuwa dłonią w górę i w dół, ściągając i naciągając napletek - cytował z mównicy "Wielką księgę siusiaków" przewodniczący komitetu "Stop pedofilii" Mariusz Dzierżawski. - Nie no przepraszam bardzo, wydaje mi się, że... - próbowała mu przerwać marszałek Sejmu. - Dochodzi do orgazmu, albo inaczej mówiąc wytrysku. Sperma wypływa z siusiaka... - kontynuował niewzruszony Dzierżawski.
- Przepraszam bardzo, czy zechciałby pan zwrócić uwagę, że tam na galerii też są młodzi ludzie? - pytała Ewa Kopacz. - Jeśli chodzi o dzieci, to chciałbym powiedzieć, że książki, które czytałem, są właśnie przeznaczone i reklamowane jako książki dla dzieci - ripostował szef komitetu.
- Czy nie wydaje się pani zabawne, że marszałek Sejmu Ewa Kopacz prosi pana Dzierżawskiego, żeby nie cytował tych fragmentów, bo na sali są młodzi ludzie, a on słusznie odpowiada: przecież to są książki dla dzieci? - pytała prowadząca program.
- Rozumiem, że po to są też edukatorzy seksualni, żeby wyjaśnić pewien kontekst. Nie jest tak - i nie znam takich lekcji edukacji seksualnej czy wychowania do życia w rodzinie - żeby nakładało się prezerwatywę na banana. Co więcej, słuchałam pana Dzierżawskiego w jednym z programów telewizyjnych, gdzie przyznał, że nie konsultowali tego ani z edukatorami, ani prowadzącymi WDŻ - mówiła Katarzyna Piekarska z SLD.
- Dla mnie ten projekt jest kuriozalny, bo oszukał ludzi, którzy się pod nim podpisali. On z walką z pedofilią nie ma absolutnie nic wspólnego, ponieważ właśnie rzetelna i oparta na nowoczesnej wiedzy edukacja seksualna sprzyja temu, że pedofilii jest po prostu mniej, bo dzieci są bardziej świadome - podkreśliła posłanka.
Jak dodała, w dobie internetu rzetelna edukacja jest niezbędna, a same lekcje nie skupiają się przecież na technikach współżycia, ale też m.in. na odpowiedzialności i właśnie wspólnym życiu.
- Muszę się zgodzić z panią redaktor, trzeba było wytrzymać. Właśnie o to chodzi, żeby o tym sprawach rozmawiać bezpruderyjnie. Każdy, kto ma dzieci albo wnuki w tym wieku wie, o czym oni rozmawiają i skąd czerpią wiedzę. Oczywiście mogę z nimi rozmawiać, ale nie mam odpowiedniego przygotowania. W pewnych sytuacjach po prostu nie czuję się kompetentny i wolę albo podsunąć im jakąś książkę, albo żeby ktoś z nimi porozmawiał. Trzeba skończyć z tą pruderią - apelował Marek Borowski.
Senator niezrzeszony dodał też, że jego zdaniem "skandalem" jest sam fakt, że projekt nazywa się "Stop pedofilii".
Innego zdania był Jacek Sasin. - Otóż ja nie jestem wdzięczny Sejmowi za to, że odrzucił ten projekt. Fałszywe jest stawianie sprawy tak, że albo w ogóle nie będzie edukacji seksualnej, albo nie będzie miała ona żadnych zasad. Ten projekt był właśnie po to, by wykluczyć tego typu działania, jakie są podejmowane - m.in. na przykładzie tego podręcznika - które mogą mieć bardzo negatywny wpływ na rozwój dzieci - mówił poseł PiS.
- Ta edukacja jest kierowana nawet do dzieci 0-4, mamy chociażby zalecenia WHO, z których wynikają takie podręczniki albo tok prowadzenia zajęć, o których była mowa w Sejmie. Pewne elementy tej edukacji, chociażby związane z nauczaniem tego, jak można osiągać samozadowolenie z dotykania z pewnych części swojego ciała, jest adresowane do dzieci w wieku 0-4. Edukacja seksualna - tak, ale mądra i skierowana do odpowiednio ukształtowanych dzieci - tłumaczył.
Sasin dodał też, iż złą praktyką jest odrzucanie projektów obywatelskich w pierwszym czytaniu i nieprzepuszczanie ich do dalszej dyskusji i merytorycznej rozmowy. - Nie może być tak, że tak ważny społecznie projekt jest od razu odrzucany - zaznaczył. I dodał, że nie można 250 tys. ludzi traktować jak idiotów, którzy nie widzą, co podpisywali.
- To jest niezwykle ważna kwestia, bo dotyczy bardzo wrażliwych, młodych ludzi, którzy są w okresie, w którym kształtuje się ich osobowość. Ja jestem zwolennikiem edukacji do życia w rodzinie, a to nie jest to samo, co edukacja seksualna. Rozumiem, że jest jakaś część w ramach WDŻ, która dotyczy kwestii seksualnych, ale one powinny być przedstawione zgodnie z percepcją młodych ludzi - argumentował Paweł Zalewski z PO.
- Ta ustawa powinna być odrzucona, bo zrównuje edukację z pedofilią. Ale to nie znaczy, że ta edukacja jest obecnie przeprowadzona we właściwy sposób - zastrzegł i dodał, że zgodnie z konstytucją to rodzice decydują o tym, jakiej edukacji seksualnej mają podlegać ich dzieci.
Chcesz wiedzieć więcej i szybciej? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE!