"To skandal, że projekt ustawy nazywa się "Stop pedofilii" vs "proszę nie traktować ludzi jak idiotów" [SPÓR W TOK FM]

- Chłopak, który się onanizuje, chwyta siusiaka i przesuwa dłonią w górę i w dół... - grzmiał w piątek z mównicy szef komitetu "Stop pedofilii", cytując jedną z książek edukacyjnych. - Czy to nie zabawne, że marszałek Sejmu prosi, żeby nie cytował tych fragmentów, bo na sali są młodzi ludzie? - pytała gości programu "Wybory w TOKu" w radiu TOK FM Dominika Wielowieyska.

Na początku części programu poświęconej odrzuceniu przez Sejm projektu wprowadzającego kary za "propagowanie podejmowania przez małoletnich zachowań seksualnych", Wielowieyska przypomniała fragment stenogramów dotyczących tego punktu obrad.

- Chłopak, który się onanizuje, chwyta siusiaka i przesuwa dłonią w górę i w dół, ściągając i naciągając napletek - cytował z mównicy "Wielką księgę siusiaków" przewodniczący komitetu "Stop pedofilii" Mariusz Dzierżawski. - Nie no przepraszam bardzo, wydaje mi się, że... - próbowała mu przerwać marszałek Sejmu. - Dochodzi do orgazmu, albo inaczej mówiąc wytrysku. Sperma wypływa z siusiaka... - kontynuował niewzruszony Dzierżawski.

- Przepraszam bardzo, czy zechciałby pan zwrócić uwagę, że tam na galerii też są młodzi ludzie? - pytała Ewa Kopacz. - Jeśli chodzi o dzieci, to chciałbym powiedzieć, że książki, które czytałem, są właśnie przeznaczone i reklamowane jako książki dla dzieci - ripostował szef komitetu.

"Projekt jest kuriozalny, oszukał ludzi, którzy się pod nim podpisali"

- Czy nie wydaje się pani zabawne, że marszałek Sejmu Ewa Kopacz prosi pana Dzierżawskiego, żeby nie cytował tych fragmentów, bo na sali są młodzi ludzie, a on słusznie odpowiada: przecież to są książki dla dzieci? - pytała prowadząca program.

- Rozumiem, że po to są też edukatorzy seksualni, żeby wyjaśnić pewien kontekst. Nie jest tak - i nie znam takich lekcji edukacji seksualnej czy wychowania do życia w rodzinie - żeby nakładało się prezerwatywę na banana. Co więcej, słuchałam pana Dzierżawskiego w jednym z programów telewizyjnych, gdzie przyznał, że nie konsultowali tego ani z edukatorami, ani prowadzącymi WDŻ - mówiła Katarzyna Piekarska z SLD.

- Dla mnie ten projekt jest kuriozalny, bo oszukał ludzi, którzy się pod nim podpisali. On z walką z pedofilią nie ma absolutnie nic wspólnego, ponieważ właśnie rzetelna i oparta na nowoczesnej wiedzy edukacja seksualna sprzyja temu, że pedofilii jest po prostu mniej, bo dzieci są bardziej świadome - podkreśliła posłanka.

Jak dodała, w dobie internetu rzetelna edukacja jest niezbędna, a same lekcje nie skupiają się przecież na technikach współżycia, ale też m.in. na odpowiedzialności i właśnie wspólnym życiu.

"Trzeba skończyć z tą pruderią"

- Muszę się zgodzić z panią redaktor, trzeba było wytrzymać. Właśnie o to chodzi, żeby o tym sprawach rozmawiać bezpruderyjnie. Każdy, kto ma dzieci albo wnuki w tym wieku wie, o czym oni rozmawiają i skąd czerpią wiedzę. Oczywiście mogę z nimi rozmawiać, ale nie mam odpowiedniego przygotowania. W pewnych sytuacjach po prostu nie czuję się kompetentny i wolę albo podsunąć im jakąś książkę, albo żeby ktoś z nimi porozmawiał. Trzeba skończyć z tą pruderią - apelował Marek Borowski.

Senator niezrzeszony dodał też, że jego zdaniem "skandalem" jest sam fakt, że projekt nazywa się "Stop pedofilii".

"Odrzucanie projektów obywatelskich w pierwszym czytaniu jest złą praktyką"

Innego zdania był Jacek Sasin. - Otóż ja nie jestem wdzięczny Sejmowi za to, że odrzucił ten projekt. Fałszywe jest stawianie sprawy tak, że albo w ogóle nie będzie edukacji seksualnej, albo nie będzie miała ona żadnych zasad. Ten projekt był właśnie po to, by wykluczyć tego typu działania, jakie są podejmowane - m.in. na przykładzie tego podręcznika - które mogą mieć bardzo negatywny wpływ na rozwój dzieci - mówił poseł PiS.

- Ta edukacja jest kierowana nawet do dzieci 0-4, mamy chociażby zalecenia WHO, z których wynikają takie podręczniki albo tok prowadzenia zajęć, o których była mowa w Sejmie. Pewne elementy tej edukacji, chociażby związane z nauczaniem tego, jak można osiągać samozadowolenie z dotykania z pewnych części swojego ciała, jest adresowane do dzieci w wieku 0-4. Edukacja seksualna - tak, ale mądra i skierowana do odpowiednio ukształtowanych dzieci - tłumaczył.

Sasin dodał też, iż złą praktyką jest odrzucanie projektów obywatelskich w pierwszym czytaniu i nieprzepuszczanie ich do dalszej dyskusji i merytorycznej rozmowy. - Nie może być tak, że tak ważny społecznie projekt jest od razu odrzucany - zaznaczył. I dodał, że nie można 250 tys. ludzi traktować jak idiotów, którzy nie widzą, co podpisywali.

"WDŻ? Tak. Ale to nie to samo, co edukacja seksualna"

- To jest niezwykle ważna kwestia, bo dotyczy bardzo wrażliwych, młodych ludzi, którzy są w okresie, w którym kształtuje się ich osobowość. Ja jestem zwolennikiem edukacji do życia w rodzinie, a to nie jest to samo, co edukacja seksualna. Rozumiem, że jest jakaś część w ramach WDŻ, która dotyczy kwestii seksualnych, ale one powinny być przedstawione zgodnie z percepcją młodych ludzi - argumentował Paweł Zalewski z PO.

- Ta ustawa powinna być odrzucona, bo zrównuje edukację z pedofilią. Ale to nie znaczy, że ta edukacja jest obecnie przeprowadzona we właściwy sposób - zastrzegł i dodał, że zgodnie z konstytucją to rodzice decydują o tym, jakiej edukacji seksualnej mają podlegać ich dzieci.

Chcesz wiedzieć więcej i szybciej? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE!

Więcej o: