Barack Obama we wczorajszym wystąpieniu zapewnił, że USA wraz z sojusznikami "osłabią i ostatecznie zniszczą" bojowników Państwa Islamskiego. Z kim właściwie Obama idzie na wojnę?
Państwo Islamskie (IS, wcześniej znane m.in. jako Państwo Islamskie w Iraku i Lewancie) uznawane jest za najsilniejszą i najbogatszą organizację dżihadystyczną na świecie. Skąd to miano? "Nazywam ją Al-Kaidą szóstej generacji. Jest lepiej zorganizowana, wyposażona i finansowana niż pierwowzór" - napisał w "The Wall Street Journal" Ryan Crocker, były ambasador USA w Iraku i Syrii.
Skąd Państwo Islamskie ma pieniądze? "Jest samowystarczalne" >>>
Patrycja Sasnal z PISM przyznaje, że Państwo Islamskie łączy sposób działania i ideologię bojówek, które wcześniej panowały nad tym terytorium. Od Al-Kaidy zapożyczyło ideę globalnego dżihadu, od talibów natomiast koncepcję tworzenia zwartego państwa.
Bojownicy Państwa Islamskiego stali się znani głównie dzięki swej brutalności. Światowe media obiegły kadry z egzekucji dwóch amerykańskich dziennikarzy. Bojownicy porwali nie tylko ich - Hiszpanie czy Francuzi zapłacili za swoich obywateli okupy.
Co rusz z Syrii i Iraku napływają informacje o kolejnych masowych mordach na syryjskich żołnierzach wiernych tamtejszemu rządowi czy członkach religijnej mniejszości Jazydów. Według dżihadystów na śmierć zasługują nawet członkowie mniej radykalnych grup - pod koniec czerwca bojownicy ukrzyżowali ośmiu rebeliantów z rywalizującej grupy.
Głównym celem Państwa Islamskiego jest stworzenie kalifatu, czyli islamskiego państwa, który już zresztą proklamowali w końcu czerwca. Teraz dżihadyści chcą, by rósł w siłę i przejmował kolejne tereny. Według Sasnal na zamiary bojowników wskazywać może wcześniejsza nazwa organizacji, zawierająca Irak i Lewant. - Jeśli to wskazówka, opanują Jordanię, Arabię Saudyjską z jej świętymi miejscami, Liban i Izrael. Na filmach mówią, że zatrzymają się dopiero, gdy zdobędą święte miasto Jerozolimę. Ich apetyt wydaje się wielki - przyznaje.
Zdaniem Sasnal marne są jednak szanse na to, by kalifat stał się silnym, skonsolidowanym organizmem państwowym. Już teraz w IS walczą obok siebie obywatele wielu państw arabskich, a nawet obywatele USA czy państw europejskich. Z bojownikami sprzymierzeni są dawni członkowie socjalistycznej i nacjonalistycznej partii Baas, będącej na przeciwległym do dżihadystów biegunie ideowym. A terytoria będące oficjalnie pod kontrolą bojowników w istocie są w posiadaniu lokalnych plemion. Nie trzeba więc wiele, by cała konstrukcja się rozpadła.
Na razie jednak bojownicy Państwa Islamskiego zdobywają kolejne terytoria i bezwzględnie egzekwują prawo szarłatu wśród miejscowej ludności. Cytowany wcześniej Ryan Crocker przekonuje, że islamistom już udało się stworzyć państwo, skoro dysponują pewnymi ziemiami i dostarczają ich mieszkańcom podstawowych usług. - Państwo Islamskie to nie tylko to ucinanie głów i egzekucje jazydów. Śmieci są zbierane, z kranów leci woda, jest bezpiecznie - przekonywał niedawno w rozmowie z Gazeta.pl dr Kacper Rękawek z PISM.
Sasnal przekonuje jednak, że rozdawanie chleba to nie wszystko, a dżihadyści wcale nie są w stanie zapewnić ludziom bezpieczeństwa. Co więcej, ewentualne państwo islamistów nie ma szans na uznanie ze strony społeczności międzynarodowej. - Są skazani na banicję - podkreśla analityczka PISM.
Nawet jednak jako niestabilny organizm kalifat stanowi spore zagrożenie dla regionu, a nawet dla Europy i USA. Bojownicy rekrutujący się z Zachodu mogą wrócić do domów i tam kontynuować walkę. Sasnal przypomina, że mieliśmy już do czynienia z jednym takim przypadkiem. W maju mężczyzna, który wcześniej przebywał w Syrii, zastrzelił w Muzeum Żydowskim w Brukseli trzy osoby.
Groźby kolejnych ataków i możliwość dalszego umacniania się islamistów zmusiły USA do działania. Obama chce kontynuować naloty bombowe w Iraku i rozszerzyć je na Syrię oraz wesprzeć przeciwników Państwa Islamskiego. Czy to wystarczy?
Zdaniem Sasnal owszem. Ekspertka wskazuje, że wbrew zapowiedziom amerykańskiego prezydenta niebawem w Iraku będzie już niemal 1,5 tys. żołnierzy armii USA. - On chce powiedzieć Amerykanom "nie idziemy na wojnę", a światu - "idziemy na wojnę". Stąd te akrobacje językowe - wyjaśnia.
Ofensywa przeciwko islamistom może się jednak udać, jeśli faktycznie powstanie zapowiada przez Amerykanów międzynarodowa koalicja. Arabia Saudyjska może przekonać do współpracy irackie plemiona, Jordania wspomoże operację wywiadowczo - wylicza Sasnal. - To ma ręce i nogi - przyznaje.