Choć od wyboru Donalda Tuska na przewodniczącego Rady Europejskiej minął ponad tydzień, dla publicystów "Rzeczpospolitej" to nadal najważniejszy temat. Do pisania krytycznych tekstów. Dziś Filip Memches przekonuje, że sukces premiera nie jest sukcesem. A z wyboru Tuska cieszą się tylko "media prorządowe".
"Europejski awans premiera bywa interpretowany jako wyraz uznania dla polityki Platformy i klęski PiS. Bo przecież - jak możemy w niejednym miejscu przeczytać czy usłyszeć - to światowcowi Tuskowi przypadła funkcja "prezydenta Europy", a nie temu oszołomowi Jarosławowi Kaczyńskiemu, który od siedmiu lat nie wygrał żadnych wyborów" - napisał Memches.
Jak przekonuje publicysta "Rz", premier jako szef Rady Europejskiej "stanie przed koniecznością rozstrzygnięcia rozmaitych konfliktów interesów". "Z tego jednak nie wynika, że motywem przewodnim jego działalności będzie polska racja stanu" - przekonuje.
Dla Filipa Memchesa "pochwały i nagany, które kierowane są z zagranicy pod adresem polskich polityków, nie sa miarodajne". Bo "mogą być formułowane w świetle interesów innego państwa niż Polska". "Polski patriota tymczasem powinien się przejmować kondycją swojej ojczyzny, a nie szukać poklasku dla siebie w wielkim świecie" - uważa publicysta.
I przyklaskuje Łukaszowi Warzesze, który także w "Rz" napisał przed tygodniem, że "polityk o silnej świadomości interesu narodowego nie mógłby nigdy objąć takiej funkcji jak przewodniczący RE".
Jak zauważa Memches, przykładem polityka o takim podejściu jest Jarosław Kaczyński. Prezes PiS nie mógłby przyjąć zagranicznych zaszczytów, bo jak argumentuje publicysta, "traktuje stosunki międzynarodowe jako pole nie tylko współpracy między państwami, ale i konfrontacji rozmaitych interesów".