Marszałek Sejmu Ewa Kopacz jest kandydatką PO na nowego premiera - wsparcia w tej sprawie udzielił jej w środę zarząd Platformy. Ostateczną decyzję ws. jej desygnowania podejmie jednak prezydent Bronisław Komorowski. Kopacz ma też przejąć władzę w partii po rezygnacji Tuska.
- Znamy Ewę Kopacz wystarczająco długo, by wiedzieć, że wszystko, co robi, robi ze śmiertelną powagą i uporem - czego brakuje większości polityków. To ma swoje dobre i złe strony, ale po prostu tak jest. Jeśli ktoś się łudzi, że spod twardej ręki Tuska przeskoczy teraz w delikatne rączki pani Ewy, to bardzo się rozczaruje. Radzę zapytać jej zastępców z Ministerstwa Zdrowia. Z Ewą Kopacz nie ma żartów. Jak chwyci, to nie odpuści - komentuje Jacek Żakowski, publicysta "Polityki" .
- W trudnych czasach, które nas, zdaje się, czekają, taki upór ma swoje dobre strony. Ale ma też złe. Bo nowa premier, kiedy się do czegoś przywiąże, nie jest specjalnie wrażliwa na przeciwne jej pomysłom głosy i argumenty. Jako minister dała temu wyraz, przepychając kolanem swoje projekty reform, które niekoniecznie okazały się dobre. Upór może być największą słabością nowej szefowej Platformy i rządu, choć czasem się jej przydawał, np. gdy odmówiła zakupu szczepionek na ptasią grypę.
Żakowski dodaje, że to nie rządzenie państwem będzie najważniejszym zadaniem Kopacz, ale sklejenie partii i zmobilizowanie jej przed wyborami: samorządowymi, prezydenckimi i parlamentarnymi. - Możliwe też, że działacze, którzy poczują, iż nie mogą już liczyć na kolejny cud Tuska, ze strachu przed katastrofą wezmą się do roboty. Tego pewnie gnuśniejącej po siedmiu latach władzy Platformie najbardziej potrzeba - komentuje publicysta.