Ewa Kopacz rozpoczęła swoją polityczną karierę w Unii Wolności, z której list weszła w 1998 roku do sejmiku wojewódzkiego. W wyborach w 2001 roku Kopacz startowała już z list Platformy Obywatelskiej, co niewątpliwie było dobrym ruchem, bo UW uzyskała wtedy niewiele ponad 3 proc. i jej przedstawiciele nie weszli do Sejmu.
Platforma nie była wówczas równie jednorodna jak teraz. Kopacz przez długi czas związana była z grupą Pawła Piskorskiego. Były prezydent Warszawy twierdzi, że to dzięki jego namowom Kopacz przeszła z Unii Wolności do Platformy, a później wygrała partyjne prawybory w Radomiu.
W 2006 roku "Dziennik" podał, że Piskorski kupił nieruchomości za kwotę znacznie wyższą od wartości środków zadeklarowanych przez europosła w oświadczeniu majątkowych. Zarząd krajowy natychmiast postanowił o wykluczeniu Piskorskiego, a Kopacz zerwała związki z "piskorczykami".
Po kolejnych wyborach w 2005 r. zaczęła kierować komisją zdrowia, a już dla lata później została ministrem zdrowia, choć wydawało się, że ten resort obejmie Elżbieta Radziszewska. Kopacz wprowadziła wtedy pakiet ustaw zdrowotnych, a wśród nich flagowy pomysł - przekształcanie szpitali w spółki. Rząd liczył, że dzięki temu szpitale przestaną popadać w długi. Okazało się jednak, że samorządy wolą dopłacać, niż komercjalizować szpitale.
Prawo i Sprawiedliwość przygotowało wtedy wniosek o wotum nieufności wobec Kopacz. - To nieprawda, że dla komercjalizacji polskiej służby zdrowia nie ma alternatywy - przekonywał Jarosław Kaczyński . Do odwołania popieranej przez część środowisk lekarskich minister jednak nie doszło.
W czasie urzędowania na stanowisku ministra Kopacz wypowiedziała wojnę dopalaczom. - Była luka prawna, która pozwoliła, żeby w sposób radykalny i jednoznaczny rozprawić się z dopalaczami - mówiła w TOK FM . - Jeśli ktokolwiek będzie próbował krytykować Polskę jako kraj, który sobie nie poradził z dopalaczami, to ja powiem: my byliśmy liderami, jeśli chodzi o substancje, które zdążyliśmy wyłowić i wciągnąć na listę substancji zakazanych - dodała.
Naraziła się wtedy na krytykę dopalaczowych potentatów na tyle, że przydzielono jej ochronę BOR-u.
Inny ważny punkt w jej karierze to decyzja dotycząca zakupu szczepionek przeciwko świńskiej grypie. Jak czytamy na stronach internetowych Platformy Obywatelskiej , "w 2009 r., w okresie pandemii, którą ogłosiła WHO, Ewa Kopacz sprzeciwiła się zakupowi niesprawdzonych i kosztownych szczepionek przeciwko tzw. świńskiej grypie. Zanim kilka miesięcy później będzie za tę decyzję owacyjnie witana na światowych salonach, w Polsce usłyszy wiele gorzkich słów".
Opozycja oskarżała ją nawet o powodowanie zagrożenia życia setek tysięcy obywateli". Kopacz jednak nie odpuszczała. Jej zdaniem szczepionka miała śladowe ilości substancji aktywnej i pytała, czy ta szczepionka nie jest oby "wodą święconą".
Okazało się jednak, że minister zdrowia miała rację. Szczepionki, których zakup doradzała WHO, zostały przebadane na zbyt małej liczbie osób, a sam wirus okazał się mniej groźny niż przypuszczano.
Najbardziej dramatyczny moment w czasie jej pracy na stanowisku ministra zdrowia to jednak kilka dni spędzonych w moskiewskim prosektorium po katastrofie smoleńskiej 10 kwietnia 2010 r. Kopacz poleciała do Smoleńska, by pomagać w identyfikacji ciał ofiar.
Jakiś czas później spłynęła na nią fala krytyki, gdy okazało się, że doszło do zamiany ciał ofiar, a proces identyfikacji zwłok odbywał się w znacznie gorszych warunkach niż zapewniała.
Poseł PiS Andrzej Duda stwierdził nawet, że Ewa Kopacz dopuściła się "zbrodni wobec rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej", Beata Gosiewska oskarżyła ją o "bezczeszczenie zwłok", a Jarosław Kaczyński domagał się dymisji minister zdrowia.
Kopacz tłumaczyła wtedy, dlaczego zaraz po katastrofie mówiła o tym, że teren katastrofy został dokładnie przekopany. Jak powiedziała, sama była w Moskwie, nie w Smoleńsku, skąd przywożono szczątki ludzkie. - Na pytanie, co tam jest i skąd to jest, odpowiedziano mi, że przekopują teren katastrofy i przywożą szczątki, które wykopują. Nie miałam powodów nie ufać, bo nie było mnie w Smoleńsku - powiedziała . - Jedynym moim błędem było to, że uwierzyłam w te słowa: "przekopywano i przywożono" - dodała i przeprosiła za "niezręczności i uchybienia".
Stający w obronie Kopacz minister Sikorski stwierdził , że "gdyby miał swoje życie jako pacjenta zawierzyć komuś, to zawierzyłbym je pani marszałek Kopacz, a nie tym krzykaczom".
Teraz, gdy Kopacz ma zostać premierem, prawicowe media wspominają jeszcze jedną historię z nią związaną. O co chodzi? O 14-latkę z Lublina, która razem ze swoją matką zgłosiła się do Rzecznika Praw Pacjenta. Nastolatka zaszła w ciążę w wyniku czynu zabronionego, a kilka kolejnych szpitali odmówiło dokonania zabiegu przerwania ciąży i nie wskazało ośrodka, w którym zabieg mógłby być wykonany.
"Wówczas minister zdrowia osobiście wskazała matce dziewczynki miejsce, w którym można było zabić maleńkie, niewinne dziecko" - czytamy na Fronda.pl. Tematem rozważań dziennikarzy jest jednak przede wszystkim rzekoma ekskomunika, jaka mogła zostać nałożona na Kopacz za "współudział" w aborcji.
"Nic nie wskazuje bowiem na to, jeśli automatyczna ekskomunika została zaciągnięta, by Ewa Kopacz zrobiła, cokolwiek, by ją z niej zdjęto. A jeśli tak, to nadal pozostaje ona w karach kanonicznych, i warto byłoby, żeby katolicy mieli świadomość, że polski premier jest ekskomunikowany" - pisze Tomasz Terlikowski w jednym z tekstów, które dziś pojawiły się na Frondzie, a które miały dowieść winę Kopacz.
Kopacz premierem? Prawicy "ręce opadły": a to, że bez charyzmy, a to, że może ekskomunikowana...
Gdy w 2011 roku Tusk stracił zaufanie do Schetyny, zaproponował stanowisko marszałka Ewie Kopacz. Od tego czasu wyrastała na jedną z głównych rozgrywających w Platformie, by w 2013 roku wyprzeć Schetynę także ze stanowiska wiceprzewodniczącego partii.
Jacek Protasiewicz przyznał w rozmowie z Wyborczą.pl , że premier "świetnie dogaduje się z kobietami" i "uważa je za bardziej lojalne od mężczyzn".
Działacze Platformy twierdzą, że do samej Kopacz premier ma stosunek szczególny. Pomagała mu znaleźć dobrą opiekę, gdy zachorowała jego siostra. "Kopacz nigdy Tuskowi nie zagrozi i wielu w tym upatruje klucza do jej dzisiejszej pozycji" - pisała Wyborcza.
Argument o lojalności wobec premiera pojawia się też teraz, gdy Kopacz może wspiąć się jeszcze wyżej. Zdaniem prof. Kazimierza Kika marszałek Sejmu jest osobą zaufaną i "idealną do planu Donalda Tuska, który odchodząc do Brukseli, chce jednocześnie wzmocnić swoją pozycję w kraju".
Tak, jak można było się spodziewać, o zmianach w rządzie Ewa Kopacz nie poinformowała na Twitterze. Wprawdzie założyła konto w tym serwisie już w 2010 roku, ale od tego czasu nie wysłała ani jednego tweeta.
Chcesz wiedzieć szybciej o zmianach w rządzie i wyborze nowego premiera? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE!