Najwyższa Izba Kontroli alarmuje, że niewypłacalność Zakładu Ubezpieczeń Społecznych zagraża finansom państwa. Według raportu, do którego dotarła "Rzeczpospolita", należności z tytułu niezapłaconych składek przekroczyły 55 mld zł. Dla porównania: dwa lata temu było to niespełna 34 mld zł.
Według inspektorów NIK ZUS nie dość dobrze stara się zdobyć należne pieniądze. Między innymi dlatego, że zbyt późno wszczynane są egzekucje. Nieterminowo rozpoczyna się nawet 75 proc. postępowań. Powodem jest przeciążenie pracowników.
Z raportu ujawnionego przez "Rz" wynika też, że nierówno traktuje dłużników. Okazuje się, że w co trzecim urzędzie skarbowym podejmowano decyzję o umorzeniu bez podjęcia próby zajęcia konta dłużnika ZUS.
Wszystko to powoduje, że w pierwszej połowie ubiegłego roku udało się odzyskać zaledwie 2 proc. należności.
ZUS nie zgadza się z zarzutami NIK, argumentuje, że negocjowanie z dłużnikami przynosi lepsze efekty niż wszczynanie egzekucji.
Jeremi Mordasewicz, członek rady nadzorczej Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, przekonuje w rozmowie z "Rzeczpospolitą", że "ściągalność składek sięga około 98 proc.". A zaległości, o których mówi najnowszy raport NIK, to pozostałość z czasów, kiedy składek nie płaciły upadające duże zakłady pracy, np. kopalnie i stocznie.