Staniszkis rozwiewa plotki na temat swojej ewentualnej kandydatury na prezydenta. "Pierwszy raz o tym słyszę" - mówi, ale wskazuje inne nazwiska. Jej zdaniem lepszym kandydatem od prof. Glińskiego byłaby Zyta Gilowska, bo "jest kobietą, jest waleczna, dużo się nauczyła w Radzie Polityki Pieniężnej". Staniszkis podkreśla, że Gilowska "nie tworzyłaby konkurencyjnego ośrodka" władzy, co mogłoby wykluczyć jej kandydaturę.
O chorobie byłej wicepremier, która może wykluczyć ją z wyścigu o prezydenturę, mówi: "Może chodzić tylko o wygraną. Nawet będąc ciężko chorym, można się zmobilizować".
Wskazuje też na mniej znaczące w partii nazwiska - Annę Streżyńską i Krzysztofa Szczerskiego. Streżyńska ma jej zdaniem energię i "wiedzę o tym, że deregulacja oznacza sprawiedliwość", Szczerski natomiast "nie zdemoralizował się stażem partyjnym".
Socjolog zauważa jednak, że młodzi w PiS mają poważny problem - muszą przebijać się przez aparat partyjny, a ten wcale nie chce ich promować. "Oczekiwałabym od liderów deklaracji, że odsuną się, by wpuścić młodszych. Wtedy będzie miejsce dla Szczerskiego, Konrada Szymańskiego i wielu innych, którzy są na orbicie PiS. Na dalszy plan zostałyby odsunięte te wszystkie gamonie, które oczywiście są wierne, ale wystarcza im to, co jest. Tylko w ten sposób można skończyć z sytuacją, w której aparat trzyma za gardło partyjnych liderów i uzależnia ich od siebie" - komentuje ostro.
Staniszkis nie oszczędza krytyki "gamoniom" z Prawa i Sprawiedliwości. "Ta grupa nieudaczników nie ma innej alternatywy, nie umie inaczej zarabiać pieniędzy. Kaczyński nimi gardzi, ale jednocześnie opiera się na nich" - dodaje.
Staniszkis jest zdania, że "gdyby grać poważnie, to każdy mógłby wygrać z Bronisławem Komorowskim". Jakie strategie "gry na poważnie" ma na myśli? "Wykorzystać wiedzę o nim. Skompromitować typ popularności wynikający z braku realnego działania" - sugeruje.
Nie wszyscy jednak chcą wygrać z urzędującym prezydentem. "Jarosławowi Kaczyńskiemu się nie chce, choć w poprzednich wyborach mógł wygrać. Wówczas uważał jednak jeszcze, że polityka jest niczym wobec jego osobistej tragedii" - uważa Staniszkis. Dodaje jednak, że porażka w 2010 r. nie była jedynie porażką kandydata. "W PiS moim zdaniem jest blokada środowisk, które nie chcą dopuścić Kaczyńskiego do władzy, a są na tyle blisko, że mogą to robić" - stwierdza.
Kaczyński obrywa też za nieumiejętność koordynowania, bo - zdaniem Staniszkis - wie, że jest to podstawą silnego państwa, ale "uważa, że inni nie będą potrafili tego realizować, więc wszystko trzeba wziąć w garść".
W kampanii prezydenckiej w 2010 r. socjolog podkreślała, że Kaczyński to najlepszy kandydat na stanowisko głowy państwa. Mówiła wówczas, że ma "wolę i inteligencję". Dziś jest już mniej entuzjastyczna. "Kaczyński świetnie diagnozuje stan państwa, ale wybiera złe drogi naprawy. Nie usłyszeliśmy deklaracji, że PiS odpartyjni państwo. Że zachowa się inaczej niż Platforma" - wyjaśnia w "Do Rzeczy".
Chcesz wiedzieć więcej i szybciej? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE!