Zdaniem Siemoniaka "Kreml złamał umowę Rosja-NATO z 1997 r.", która wykluczała "znaczącą" obecność wojskową Sojuszu w nowych krajach członkowskich. W rozmowie z "Rzeczpospolitą" minister obrony narodowej podkreśla też, że już "ówczesne natowskie analizy prawne" wskazywały, że nie oznacza to całkowitego wyrzeczenia się przez NATO możliwości stacjonowania żołnierzy w tych państwach.
Minister przyznaje jednak, że "nie sądzi", by w dokumentach szczytu w Newport (4 września) użyto określenia "stała obecność wojskowa". - Niektórzy sojusznicy rozumieją słowo "stały" jako zobowiązanie podejmowane na wieczność i nie chcą się tak angażować - mówi "Rz".
- Będzie raczej mowa o ciągłej rotacyjnej obecności wojskowej na terenie Polski i krajów bałtyckich ćwiczeń z udziałem wojsk krajów NATO - dodaje Siemoniak. I zastrzega: - Nie czynimy ze słowa "stały" jakiegoś fetyszu. Lepiej jest, gdy żołnierze państw sojuszniczych, którzy do nas przyjeżdżają, ćwiczą z naszymi żołnierzami, a nie siedzą w koszarach.
Siemoniak liczy jednak, że na szczycie w walijskim Newport zostaną podjęte inne decyzje korzystne dla obronności Polski. - Liczę na decyzje o rozbudowie na terenie naszego kraju infrastruktury, która mogłaby w razie potrzeby w szybkim czasie przyjąć wojska NATO oraz wzorowanego na Norwegii systemu magazynów sprzętu - mówi.
Szef polskiego MON dodaje, że zależy mu też na powołaniu "nowych sił natychmiastowego przerzutu" - czyli wojsk NATO gotowych do działania natychmiast w przypadku konfliktu. - Taka koncepcja ma poparcie większości krajów NATO - podkreśla. Ma też nadzieję, że uda się przeforsować decyzję o wzmocnieniu polsko-niemiecko-duńskiego korpusu z dowództwem w Szczecinie i uczynienie z tej jednostki "realnego dowództwa na wschodniej flance" Paktu Północnoatlantyckiego. - Takie rozwiązanie popierają Niemcy - podkreśla.
Chcesz wiedzieć więcej i szybciej? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE!