Po "zjednoczeniu prawicy", zwłaszcza w kontekście dołączenia Jarosława Gowina do obozu Jarosława Kaczyńskiego, sporo mówi się o potrzebie zmiany socjalnego programu PiS na bardziej liberalny gospodarczo. Czy to realne?
Prof. Rafał Chwedoruk, politolog z UW, przypomina w "Rzeczpospolitej", że elektorat PiS to głównie mieszkańcy wsi, prowincjonalnych miasteczek i uboższych dzielnic wielkich miast. "Zwrot partii w stronę liberalizmu mógłby być dla tych wyborców niezrozumiały. (...) Byliby bardzo zaskoczeni" - mówi. Jego zdaniem klasyczny dla państw anglosaskich mariaż liberalizmu gospodarczego i konserwatyzmu kulturowego opartego na katolicyzmie jest "utopią".
Przede wszystkim jednak według prof. Chwedoruka programowy zwrot oznaczałby dla PiS wtargnięcie na pole największego konkurenta, czyli liberalnej gospodarczo PO. "Ta partia jest jeszcze za słaba, by próbować przyciągać do siebie biegunowo odległe grupy wyborców" - podkreśla.
Chwedoruk przestrzega, że liberalny zwrot PiS mógłby się skończyć jak wolty SLD, kiedy w 2001 Marek Belka, mówiąc o niezbędnych a bolesnych kosztach załatania deficytu budżetowego, pogrążył szanse lewicy na samodzielne rządy. "Jak pokazuje praktyka polskiej polityki, na takich transformacjach programowych bardzo łatwo jest stracić, natomiast droga do sukcesu często jest wyboista. Jak to się może skończyć, pokazał los Ruchu Palikota, który pobił niemal rekord świata, tracąc w ciągu dwóch lat większość swoich wyborców" - zaznacza.
Zdaniem prof. Chwedoruka partie skupione wyłącznie wokół spraw światopoglądowych szybko tracą w oczach wyborców. Zwłaszcza młode pokolenie według politologa sytuuje te problemy w sferze prywatnej, a nie publicznej. W rezultacie ze światopoglądowych sztormów zwycięsko wychodzi Platforma Obywatelska. "Która nigdy nie mówi w nich nic jednoznacznego" - zauważa rozmówca "Rzeczpospolitej".
"Po prostu wyborcy coraz częściej martwią się o swoją kieszeń, a nie o sprawy kulturowe" - kwituje politolog.