Dwóch zawodników zmarło podczas Olimpiady Szachowej w Norwegii. "Takie rzeczy mogą się zdarzyć"

Podczas jednej z rozgrywek Kurt Meier nagle upadł na podłogę. Zmarł na atak serca mimo błyskawicznie podjętej reanimacji. Tego samego dnia wieczorem w pokoju hotelowym znaleziono ciało innego szachisty. Policja uspokaja jednak, że nie ma powodu, by uważać te zgony za podejrzane - podaje "The Guardian".

Najbardziej prestiżowy międzynarodowy turniej szachowy, który odbywał się w Norwegii w tym roku zostanie zapamiętany przede wszystkim ze względu na tragiczne wydarzenia, jakie mu towarzyszyły. Prawie dwa tysiące zawodników ze 174 krajów i setki kibiców zobaczyły, jak szachista reprezentujący Seszele podczas ostatniej partii osuwa się na ziemię. Podjęto błyskawiczną reanimację, jednak mężczyzna zmarł krótko po przewiezieniu do szpitala. Jak się okazało, był to zawał serca - pisze " The Guardian ".

Kilka godzin później w pokoju hotelowym znaleziono ciało zawodnika reprezentującego Uzbekistan. Jego tożsamość nie jest na razie ujawniona. Norweska policja i organizator zawodów zapewniają jednak, że zgony te nie budzą podejrzeń i nie należy ich ze sobą łączyć. - Kiedy tak wiele osób przyjeżdża na tak długi czas, takie rzeczy po prostu mogą się zdarzyć - komentuje rzecznik Olimpiady. Co więcej - takie rzeczy już się zdarzały.. W 2000 roku podczas turnieju w Finlandii również na atak serca zmarł Władimir Bagirow.

Chcesz wiedzieć więcej i szybciej? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE na Androida | Windows Phone | iOS

Więcej o: