Licealiści z Wrocławia pojechali do Liberii, by jako wolontariusze opiekować się na obozie dziećmi z najbiedniejszych rodzin. Dwa dni po ich wyjeździe obóz został zamknięty w związku z panująca w kraju epidemią wirusa ebola. Mimo to o powrocie młodzieży nie poinformowano służb sanitarnych. Nastolatki nie zostały też przebadane - podaje TVP Info.
Po informacjach, że obóz został zamknięty, jeden z wolontariuszy zamieścił na Facebooku rozpaczliwy wpis "Boże pomóż nam". Organizatorzy wyjazdu zapewniają jednak, że nie ma powodu do paniki. - Zabraliśmy swoje sztućce, swoje miski, mogliśmy spożywać jedynie posiłki gotowane. Przekazano młodzieży, że musimy unikać kontaktu ze zwłokami, co było normalne, że nie możemy mieć kontaktu ze zwierzętami, małpami czy nietoperzami - wyjaśnił ks. Babiak w TVP Info.
Prof. Włodzimierz Gut z Zakładu Wirusologii Narodowego Instytutu Zdrowia uspokajał w TVP Info, że jeżeli mamy 100-procentową pewność, że zostaną zachowane wszystkie środki ostrożności, nie powinno dojść do zakażenia. - Z oficjalnych dokumentów WHO wynika, że w przypadku zachowania racjonalnych zachować nie istnieje zagrożenie dla turystyki i biznesu. Główne zagrożenie pochodzi od zwłok lub bezpośredniej opieki nad chorymi w fazie zakaźności - zaznaczył Gut.
Ekspert dodał, że "nie boi się wirusa, ale ludzi". Na potwierdzenie tej tezy przytoczył historię wydania rodzinie i przewiezienia do sąsiedniego kraju zwłok osoby, która zmarła w wyniku zakażenia ebolą. - To brak odpowiedzialności - podkreślił.
Chcesz na bieżąco dowiadywać się o najnowszych wydarzeniach? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE na Androida | Windows Phone | iOS