Prokuratura wszczęła śledztwo ws. osławionej rozmowy Marka Belki, szefa NBP, z Bartłomiejem Sienkiewiczem , ministrem spraw wewnętrznych, pochodzącej z taśm "Wprost". Chodzi o zarzuty przekroczenia uprawnień.
- Konstytucyjnie to nie jest dobra rozmowa. Ale przypisywanie tam charakteru karnego jest całkowicie nieracjonalnie - stwierdził w "Poranku Radia TOK FM" Ryszard Kalisz, niezrzeszony poseł, szef stowarzyszenia Dom Wszystkich Polska.
Ćwiąkalski: Widzę oburzające słabości prokuratury >>>
- Jeżeli przeczyta się w całości tę rozmowę z założeniem, którego nikt nie kwestionuje, że była to rozmowa o charakterze prywatnym, to nie można się tam dopatrzyć popełnienia czynu zabronionego, a w szczególności przekroczenia uprawnień - przekonywał Kalisz.
- Europejski Trybunał Praw Człowieka, mniej polski Trybunał Konstytucyjny, podkreślają, że to była rozmowa o charakterze prywatnym, nawet intymnym. Oni nie mówili do nikogo innego poza uczestnikami tej rozmowy. Wyrażali więc słowa, które nie musiały być wyrazem ich poglądów, ale kontekstów, alkoholu. Stąd czynienie z tego przesłanki do wszczęcia postępowania karnego jest co najmniej nieprofesjonalne - zaznaczył poseł. Przyznał jednak, że sam fakt opłacania spotkań polityków z publicznych środków jest "skandaliczny".
- W czasach stalinowskich były szeptanki. Jak w autobusie jeden mówił do ucha drugiego, a trzeci usłyszał kawał na temat władzy, to od razu pyk! - obrazowo opowiadał Kalisz.
Poseł podkreślał, że od zawiadomienia prokuratura miała 30 dni na wyjaśnienie całej sprawy i dokładne zapoznanie się z taśmami. Jego zdaniem to powinno wystarczyć i wszczynanie śledztwa nie było konieczne. Prokurator tymczasem wyjaśniał, że w śledztwie chce przesłuchać bohaterów nagrań. Wcześniej nie mógł tego uczynić.
- To świadczy o totalnej nieracjonalności prokuratora. On przesłucha Tuska, Cytryckiego, Belkę, Sienkiewicza. Te przesłuchania to koszty, czas pracy - wskazywał Kalisz. - Bo po co przesłuchiwać Tuska? Tusk nie powie w zeznaniu, że wysłał Sienkiewicza, żeby załatwił u Belki więcej pieniędzy za odwołanie Rostowskiego. Bądźmy poważnymi ludźmi. Oni powiedzą, że to była prywatna rozmowa, i prokurator to umorzy. Ale nie tak szybko, tylko za kilka miesięcy, za pół roku, żeby nie było, że od początku chciał to zrobić - zaznaczył Kalisz.
- Jako polityk od lat zajmuję się decyzjami prokuratorskimi. Dostaję kilkaset listów miesięcznie w tych sprawach, widzę, jak to funkcjonuje - mówił poseł. - O tej sprawie rozmawiamy, bo dotyczy ministrów, prezesa NBP. Ale spraw, gdzie są marnotrawione środki, jest mnóstwo! - podkreślał.
- Protestuję właśnie przeciwko takiej działalności prokuratury, z której nic nie wynika. Sobie a muzom! - denerwował się Kalisz. I apelował: - Prokurator musi kierować się w swoich decyzjach tylko przesłankami prawnymi!
Prowadząca "Poranek Radia TOK FM" Dominika Wielowieyska dopytywała, czy zatem prokurator kierował się względami politycznymi. - Nie. Raczej wizerunkowymi - powiedział Kalisz. - Ta rozmowa stała się publiczna, znają ją wszyscy Polacy. Gdyby znał ją tylko prokurator, nie miałby tego dylematu. A skoro przeciekła do przestrzeni publicznej, a PiS i SLD zaczęły krzyczeć, prokurator woli to umorzyć za trzy lata - dodał.
Kalisz podkreślał, że rozmowa Belki z Sienkiewiczem "nie podobała mu się" przede wszystkim w świetle konstytucji. Jego zdaniem sprawa jest jednak skomplikowana. - Na czym polega niezależność NBP? NBP ma Radę Polityki Pieniężnej i jej decyzje podejmowane są według jednego kryterium: stabilności polskiej waluty. Nie wchodzą w grę inne kryteria polityczne, partyjne, dyplomatyczne - tłumaczył poseł.
- Ale rząd nie jest niezależny. Jest zależny od obywateli. Reprezentacją obywateli są posłowie. Premier i ministrowie muszą się spowiadać przed Sejmem. Rząd jest władzą wykonawczą w stosunku do Sejmu, a więc obywateli. Więc wpływać na działalność rządu może każdy obywatel - ciągnął Kalisz.
- Ale to Belka wpływał na działalność rządu, on dyktował warunki! - stwierdziła wreszcie Wielowieyska. - No właśnie. Właśnie to powiedziałem. Tak jest konstytucyjnie - stwierdził. Dodał też, że sprawa dotyczy, bądź co bądź, tylko rozmowy. - Na szczęśnie nie poszły za tym czyny. A delikt konstytucyjny nie polega na myśleniu, tylko działaniu. Lub bezczynności - podkreślił.