Pan Rafał, mieszkając na starówce, na co dzień widzi i grajków, i tancerzy, i innych najróżniejszych artystów. "To wszystko jednak tworzy pewien specyficzny klimat naszej starówki. Może się ona podobać, może nie, jednak jako mieszkaniec tego miejsca musisz wykazać się czasem dużą wyrozumiałością. Taką właśnie wyrozumiałość z mojej i moich sąsiadów strony od jakiegoś czasu na próbę wystawia nowa atrakcja placu Zamkowego" - napisał do nas pan Rafał.
Chodzi o powracające co jakiś czas w okolice Kolumny Zygmunta happeningi "Wołanie do Jezusa". Pojawia się grupa osób z nagłośnieniem, które w sposób natarczywy i bardzo głośny przekonują do wiary. Obok stoi namiot, przy którym widnieje napis "Uzdrawianie chorych, uwalnianie zniewolonych". Można to zobaczyć na filmie nagranym przez słuchacza - podesłał nam link do strony, na której to zamieścił:
Spod Kolumny Zygmunta padają głośne, mocne słowa odnoszące się do religii, wiary, nawrócenia. Oto przykłady:
- "Jezus Chrystus nie przyszedł tu dla jaj, nie przyszedł na Wielkanoc, żeby się bawić w kościółek. Przyszedł, żeby pokazać, że można zwyciężyć śmierć".
- "Jezus zwyciężył śmierć. Śmierć jest pokonana. Diabeł jest pokonany, choroba jest pokonana. Ale do ciebie należy decyzja, czy ty to weźmiesz".
- "Kto chce przyjąć miłość Jezusa za darmo?, Kto chce iść do nieba za darmo?, Kto chce skopać diabłu - temu frajerowi - tyłek za darmo?"
- "Powiedz teraz: Jezu, wierzę Tobie, Jezu, chcę Cię poznać, Boże chcę się z Tobą pojednać".
Pan Rafał nie kryje, że nawet jak zamknie okna w swoim mieszkaniu, słyszy natarczywy i - jak mówi - agresywny krzyk. Zastrzega, że nie do końca chodzi mu o treść tego przekazu - choć niektórych te treści mogą razić. - Ale temat wiary jest dla mnie w tym wypadku bez znaczenia. Jeśli w ten sposób występowaliby przedstawiciele innego wyznania, ateiści czy grupa reklamująca nowy produkt na rynku - moja reakcja byłaby taka sama - mówi słuchacz.
Zwraca uwagę na styl i formę przekazu, na nagłośnienie, na natarczywość człowieka, który pyta, czy chcemy oddać swoje życie Jezusowi. - Problem polega na tym, że to jest bardzo głośne. Gdzieś wewnętrznie budzi to mój sprzeciw. Nie potrafię od tego uciec, bo tam mieszkam. Chciałbym wypocząć, a nie mogę - dodaje.
Próbował prosić o pomoc straż miejską (dzwonił pod numer alarmowy), rozmawiał z policjantami. Ale niewiele wskórał. - Dwóch policjantów, do których podszedłem, powiedziało mi, że wiedzą, że pan jest głośny, że nawołuje do tego, do czego nawołuje, ale grupa ma pozwolenie na to, aby tam być. Czuję się w tej sytuacji bezradny - mówi słuchacz.
Straż miejska nie była nam w stanie podać, jak wiele jest sygnałów w sprawie happeningów "Wołanie do Jezusa", bo tak konkretnych statystyk nie prowadzi. Jolanta Borysewicz z warszawskiej straży miejskiej przekazała nam jedynie liczby: w roku 2014 od mieszkańców placu Zamkowego wpłynęło 66 zgłoszeń dotyczących zakłócania spokoju i porządku publicznego w tym miejscu Warszawy. Tylko w lipcu strażnicy odnotowali 16 takich zdarzeń.
Pan Rafał, ale też inni mieszkańcy, w tym pani Ewa, która też tu mieszka - czują się bezradni. - Bo co tu można zrobić? Mają pozwolenie i tyle, nie ma na nich mocnych - mówi kobieta.
Dyrektor Mirosław Szymanek z Biura Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego warszawskiego ratusza mówi nam jednak, że to nie do końca prawda. Po pierwsze, organizatorzy happeningów wcale nie muszą mieć żadnej zgody, w ogóle o nią nie występują. - Jedynie zgłaszają u nas takie zgromadzenie publiczne. My nie możemy im niczego zabronić. Mają zagwarantowane prawem wolności obywatelskie - mówi dyrektor.
Przyznaje, że nawet gdyby urzędnicy chcieli takie zgromadzenie publiczne przenieść w inne miejsce, prawo generalnie tego nie przewiduje. - Jeśli organizator pisze nam, że będzie tu, to nie możemy mu wskazać: "proszę bardzo, proszę zrobić swoje zgromadzenie, ale w innym miejscu". Nie wolno nam tego - dodaje Szymanek.
Dyrektor zwraca jednak uwagę, że mieszkańcy okolic placu Zamkowego nie muszą się czuć bezradni. Pozostają interwencje w straży miejskiej czy na policji, na piśmie czy też telefoniczne. - Trzeba interweniować do skutku, to jest jedyne rozsądne rozwiązanie - mówi dyrektor. I zaznacza, że tak jak organizatorzy zgromadzeń mają swoje prawa, tak samo swoje wolności i swobody mają mieszkańcy. - Takie mamy w Polsce przepisy. Musimy honorować wolności obywatelskie - dodaje.
O komentarz do tego, co dzieje się na Placu Zamkowym w Warszawie poprosiliśmy Dorotę Wójcik, prezeskę Fundacji "Wolność od religii"- fundacja stara się reagować wszędzie tam, gdzie dochodzi do dyskryminacji na tle światopoglądowym czy religijnym. Zdaniem Wójcik, w tym przypadku nie ma jednak o tym mowy. - Uważam, że należy szanować przestrzeń publiczną jako przestrzeń wspólną i musi być miejsce i dla osób religijnych i głęboko wierzących, tak samo jak i dla ateistów - mówi szefowa fundacji.
Obejrzała film przesłany przez naszego słuchacza. - Oczywiście, dla mnie jako osoby niewierzącej treści tam przekazywane są czymś zupełnie abstrakcyjnym. Ale nie ma tam mowy nienawiści, a mamy wolność słowa i musimy się na tym opierać - dodaje Dorota Wójcik. Przyznaje, że można mieć zastrzeżenia do formy przekazu. - Jeśli to komuś przeszkadza, jest za głośne, dokuczliwe dla mieszkańców można interweniować: czy to w urzędzie, czy u odpowiednich służb - mówi Wójcik.