Patryk Vega, reżyser, wspomina Sławomira Opalę: - Rodzice znaleźli powieszonego Sławka w ich mieszkaniu - w sobotę około 1 w nocy. Powiesił się na drzwiach do pokoju, przywiązując do klamki kabel od ładowarki telefonu, z którego zrobił pętlę wisielczą. W normalnych okolicznościach coś takiego wskazywałoby na impulsywne, niezaplanowane działanie, wykonane w depresji podkręcanej alkoholem. Ale w przypadku Sławka była to śmierć z opóźnionym zapłonem. Jego życie skończyło się, gdy przestał być psem po tym, jak wyrzucili go ze stołecznej w związku z podejrzeniem postrzelenia swojej dziewczyny w ciąży.
To była tragedia grecka, bo Sławek zakochał się w właścicielce agencji towarzyskiej. I choć ciężko ten czyn tłumaczyć, to Sławek uważał, że jego konkubina przyczyniła się do strzału podczas kłótni, w której doszło do szamotaniny z udziałem broni. Po odejściu z Pałacu była już tylko równia pochyła. Parodia roboty operacyjnej u Rutkowskiego, z której Sławek uciekł, potem próba zabawy w paliwa i kilka innych niefajnych historii, a w końcu niezasłużona odsiadka.
Prokurator zarzucił Sławkowi, że kiedy wynajmował mieszkanie, rzekomo użyczał je dwóm ruskim "gangusom" do obserwacji bloku Papały przed zabójstwem.
Totalny absurd, bo nie wiem, czy ów prokurator był w tym wynajmowanym mieszkaniu, ale ja w nim byłem i mieszkanie mieściło się z 5 kilometrów od bloku Papały, więc nie sposób było robić z niego obserwację nawet za pomocą teleskopu Hubble'a, pomijając fakt, że okna wychodziły na inną stronę świata. Prokurator wycofał z czasem wobec Sławka zarzuty odnośnie Papały, ale żeby nie wyjść na gołosłownego, "przyklepał mu" kontakty z bandytami i branie łapówek. Jak policjant operacyjny ma wykonywać pracę bez kontaktów z bandytami? Są one nie tylko niezbędne, ale ich ilość świadczy wręcz o randze i skuteczności "operacyjniaka".
Pamiętam, że jak pierwszy raz operacyjni z zabójstw zabrali mnie na picie z gangsterami, nie byłem w stanie odróżnić, kto jest z policji, a kto z mafii. Dopiero potem zrozumiałem, że między tymi ludźmi istnieje bardzo wyraźna granica, która tylko dla laika jest niedostrzegalna. Podobnie jak dla prokuratora, który zarzucił Sławkowi branie łapówek. To megafarmazon - po pierwsze dlatego, że Sławek był charakternym psem, a po drugie przez lata nie śmierdział groszem i ciągle pożyczał na "gołdę", więc niby gdzie podział się ten sos z łapówek? To jednak prokuratury nie interesowało i Sławek przepierdział za niewinność dwa lata - na szczęście dla niego w pojedynczej celi, na "n-ce", czyli w celi dla "niebezpiecznych". Pudło go nie zniszczyło - wręcz przeciwnie, dało mu energię do życia i determinację, by udowodnić, że w ten sposób go nie złamią. Ale kiedy wyszedł z puchy, nie mógł się odnaleźć.
Powiedział mi, że najgorsze w więzieniu jest to, że "kiedy wychodzisz, okazuje się, że stoisz w tym samym miejscu, a ludzie, których znałeś dwa lata wcześniej, są już w kompletnie innym punkcie i to jest nie do odrobienia". Podczas odsiadywania kary tylko raz dziennie widywał "gada". Po wyjściu na wolność mówił, że jak stanął na przejściu przy Rakowieckiej, to myślał, że ludzie go zadepczą. Pierwszy raz przyszedł do mnie zarośnięty. W ciuchach sprzed 20 lat, które znalazł u matki, wyglądał jakby się teleportował w czasie. Kiedy jednak spotkaliśmy się następnym razem na planie "Służb specjalnych", w których grał filmową rolę, zobaczyłem już dawnego Sławka, wygolonego psa, który - jak się wydawało - odżył. Znowu miał dziesiątki pomysłów, opowieści i plany, za sprawą których już w Mostowskich dostał ksywę "Legenda". Wszystko wydawało się cacy.
Kiedy jednak dowiedziałem się, że popełnił samobójstwo, powędrowałem myślami do czasów, gdy wyrzucili go z policji. Przypomniałem sobie, jak wówczas przy wódce wyjął z portfela pocisk i powiedział mi, że będzie go nosił, bo jest fartowny. Gdy spytałem, dlaczego, wyjaśnił, że nie odpalił, kiedy próbował sobie strzelić w łeb. W tamtej chwili myślałem, że ściemnia i opowiada to, jako kolejną niezłą historię - jak to on, Sławek "Legenda". Ale dziś zmieniam zdanie. Myślę, że umarł wtedy, gdy stracił kobietę, którą kochał i nie pozwolono mu być dłużej "psem". Tylko jego śmierć rozciągnęła się w czasie.
Sławomir Opala był funkcjonariuszem wydziału zabójstw Komendy Stołecznej Policji. Wystąpił w dokumentalnym serialu "Prawdziwe psy" Patryka Vegi. Jego postać stała się też dla reżysera inspiracją dla znanego serialu "Pitbull" - jego główny bohater, policjant "Despero", był wzorowany właśnie na Opali. W 2011 roku Opala został zatrzymany przez CBA i aresztowany. Oskarżono go o udział w grupie przestępczej o charakterze zbrojnym. Zarzucano mu także przyjmowanie korzyści majątkowych, przekroczenie uprawnień oraz nielegalne posiadanie broni. Nie przyznał się do winy - dobrowolnie poddał się karze, odsiedział 2,5 roku. Wczoraj w nocy popełnił samobójstwo.