?Żydzi wyjeżdżają z Francji. Nie czują się bezpieczni. Nie możemy do tego dopuścić w Niemczech"

- Z pewnością krytykowanie Izraela jest dopuszczalne w każdej chwili i konieczne. Nagonka na Żydów czy kogokolwiek innego - nie jest. To rasizm. Niemcy nie mogą do tego dopuścić z żadnej strony. Państwo, zwłaszcza niemieckie, ma obowiązek chronić Żydów. Żydzi wyjeżdżają z Francji. W Niemczech to się nie może powtórzyć - napisał dziś niemiecki dziennik ?Pforzheimer Zeitung?, komentując demonstracje przeciwko operacji Izraela w Strefie Gazy.

Podczas ostatniego weekendu w stolicy Francji trwały demonstracje przeciwko operacji Izraela w Strefie Gazy. W niedzielę w Sarcelles na przedmieściach Paryża, gdzie skupia się żydowska społeczność, mimo sobotniego zakazu demonstracji wydanego przez władze miasta, protestujący atakowali żydowskie sklepy i synagogi, palili samochody. Zatrzymano kilkanaście osób. W Berlinie w weekend odbyła się pierwsza demonstracja tego typu, podczas której skandowano antysemickie hasła. Na bieżący tydzień zapowiedziane są dalsze, zaaprobowane przez władze, tyle że skandowanie antyizraelskich haseł zostało zakazane. Okoliczności te szeroko komentuje niemiecka prasa.

"Niemiecka wina nie może prowadzić do uległości"

"Pforzheimer Zeitung" pisze: "Osobliwa to mieszanka, która pod płaszczykiem wspierania Palestyńczyków podburza przeciwko Żydom - skrajna prawica, ale przede wszystkim skrajna lewica i islamiści. Z pewnością krytykowanie Izraela jest dopuszczalne w każdej chwili i konieczne. Nagonka na Żydów czy kogokolwiek innego - nie jest. To rasizm. Niemcy nie mogą do tego dopuścić z żadnej strony. Państwo, zwłaszcza niemieckie, ma obowiązek chronić Żydów. We Francji Żydzi opuszczają kraj, bo nie czują się bezpieczni. W Niemczech nie może mieć to miejsca. To nie może się powtórzyć".

W podobnym tonie pisze ukazujący się w Ingolstadt "Donaukurier": "Pod płaszczykiem demonstracji przeciw postępowaniu Izraela w Strefie Gazy zainteresowane kręgi próbują ożywić wszystkie te niewiarygodne resentymenty. Gwoli sprawiedliwości: także w Niemczech krytykowanie polityki Izraela jest nie tylko możliwe, ale jest wręcz na miejscu. Niemiecka wina nie do wymazania w żadnym wypadku nie może prowadzić do uległości, do słabości, jeżeli chodzi o piętnowanie naruszania przez Izrael prawa międzynarodowego i praw człowieka. Jest też jasnym, że antysemickie ekscesy ostatnich dni są dziełem jeszcze małej mniejszości. Nacisk leży jednak przy tym na +jeszcze+".

"Na niemieckich ulicach Żydzi znów napastowani"

"Oczywiście można ostro krytykować politykę Izraela - także jako Niemiec" - pisze dziennik "Westfälische Nachrichten" z Monastyru. "Nie do zniesienia jest jednak sytuacja, kiedy na niemieckich ulicach Żydzi znowu są napastowani, kiedy się im wymyśla, grozi i atakuje - 70 lat po Holokauście. Jest hańbą dla naszego kraju, jeżeli Żydzi nie mogą tu żyć tak bezpiecznie, jak chrześcijanie czy muzułmanie. Gdzie podziewa się oburzenie 'przyzwoitych' demokratów na taki wybuch ślepej nienawiści? Krytyka przekraczającej dopuszczalne granice, i do tego krótkowzrocznej, polityki Izraela jest dopuszczalna. Nienawiść wobec Żydów nie jest".

Zdaniem "Frankfurter Rundschau": "Antysemityzm wybucha wprawdzie u mniejszości, ale w tak agresywny sposób i tak otwarcie, jak może jeszcze nigdy dotąd w historii Republiki Federalnej. Żeby tak nie zostało, wszyscy, którzy kojarzą z czymś demokrację i prawa człowieka, muszą stanąć po stronie zagrożonych Żydów, czy żyją oni w Niemczech, w Izraelu, czy gdziekolwiek indziej. Izrael, przeobrażona w państwo oaza bezpieczeństwa Żydów, jest faktem historycznym, którego akurat w Niemczech nie wolno podważać jej nikomu, kto jest przy zdrowych zmysłach. Wolno i trzeba się natomiast spierać, jak zapewnić należy prawo egzystencji Izraela. Pytanie, czy egzystencji tej służy nieustanne naruszanie przez Izrael prawa międzynarodowego, w żadnym wypadku nie jest antysemickie, jest koniecznością".

Na jeszcze inny aspekt wskazuje "Mitteldeutsche Zeitung" z Halle: "Można zrozumieć wściekłość i nienawiść, z jakimi Palestyńczycy patrzą na Izrael. Jeżeli ktoś zbombarduje komuś dom, zabije jego rodzinę i przyjaciół, inne uczucia byłyby ponadludzkie. Ale znamy też niszczycielską siłę wściekłości i nienawiści. To uczucia, które przede wszystkim rujnują nas samych. Może na Bliskim Wschodzie nie ma chwilowo żadnego rozwiązania. Na pewno jednak ani o krok nie zbliża do niego podsycanie antysemityzmu - wszystko jedno, w jakim punkcie świata. Niemcy potrzebowali wiele czasu, by to zrozumieć. Niektórzy przypuszczalnie nie pojęli tego do dzisiaj".

Artykuł pochodzi z serwisu ''Deutsche Welle''

O konfliktach zbrojnych w Palestynie i Izraelu i życiu na Bliskim Wschodzie przeczytaj w reportażach Pawła Smoleńskiego >>

embed
Więcej o: