Zatrzymali Kłopotka za szybką jazdę, po czym znak ograniczenia prędkości zniknął...? Poseł wyjaśnia plotkę

Poszło o nielogiczne według posła ograniczenie prędkości, które w lesie było większe niż w terenie zabudowanym. - Zadzwoniłem więc do starosty i powiedziałem: ?Panie starosto, przecież ten znak jest kompletnie bez sensu! To polowanie na kierowców, zróbcie coś z tym!? - opowiada Gazecie.pl Eugeniusz Kłopotek. Jak poseł poprosił, tak starosta zrobił.

Plotka głosiła, że po tym, jak policja w Mogilnie w woj. pomorskim zatrzymała posła Eugeniusza Kłopotka za zbyt szybką jazdę, z drogi zniknął znak ograniczenia prędkości. Plotka - jak pisała "Gazeta Pomorska" - pojawiła się w wymianie między radnymi a starostą mogileńskim Tomaszem Barczakiem. Starosta przyznał, że zniesienie ograniczenia prędkości nastąpiło po interwencji posła PSL.

"Powiedziałem policjantom, że znak jest absurdalny"

- Ale nikt nie zatrzymał mnie za przekroczenie prędkości! Ja nawet wtedy nie prowadziłem, tylko kierowca - mówi Gazecie.pl Kłopotek. I wyjaśnia, jak było: jechał właśnie ze Strzelna przez Miradz. Przy nadleśnictwie w Mogilnie było ograniczenie prędkości do 60 kilometrów. Dalej, już w lesie - do 40 kilometrów. - A na końcu lasu... stał patrol policji! Przecież to było jawne polowanie na kierowców - dodaje.

I dalej opowiada, że jak zobaczył nielogiczne ograniczenie prędkości w terenie niezabudowanym, a następnie patrol policji czyhający na niepokornych kierowców, postanowił zainterweniować. Poprosił swojego kierowcę, aby zawrócił i cofnął się do miejsca, w którym stał patrol.

- I powiedziałem policjantom, że znak jest absurdalny, że to zwykła łapanka, bo wiadomo, że mało kto będzie przestrzegał takiego dziwnego zakazu. Panowie się ze mną zgodzili, ale sami w sprawie znaku nie mogli wiele zrobić - opowiada.

"Poszli po rozum do głowy i zgodzili się ze mną"

Poseł postanowił zatem skierować swój apel o szczebel wyżej. - Następnie zadzwoniłem do starosty i powiedziałem: "No, panie starosto, przecież ten znak jest kompletnie bez sensu! To polowanie na kierowców, zróbcie coś z tym!". No i poszli po rozum do głowy i zgodzili się ze mną. Znak podobno zniknął - przyznaje Kłopotek.

A czy nie nachodzi go refleksja, że gdyby nie jego poselska interwencja, to absurdalny znak stałby nadal? - Ale od tego są m.in. właśnie posłowie, aby podejmować interwencje nie tylko w Sejmie, ale i w różnych nienormalnych sytuacjach. Znam różne historie życiowe i zdarzało mi się podejmować akcję czy to na prośbę ludzi, czy to z własnej inicjatywy - tłumaczy parlamentarzysta PSL.

- A czy starosta zareagowałby podobnie na interwencję zwykłego kierowcy? Nie wiem... Ale siedzę tutaj z byłym starostą. I on mówi, że tak - dopowiada ze śmiechem Kłopotek.

Chcesz na bieżąco dowiadywać się o najnowszych wydarzeniach? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE! Tutaj znajdziesz wersję na telefony z Androidem >>> A tutaj wersję na Windows Phone >>>

Więcej o: