"Na basenie usłyszałam, że z psem nigdzie nie wejdę". Komu przeszkadza psi przewodnik osób niewidomych?

Prawo gwarantuje niewidomym, że z psem przewodnikiem mogą swobodnie wejść do restauracji, urzędu czy na pływalnię. Teoretycznie. Bo w praktyce jest z tym bardzo różnie, o czym świadczy historia Marty Woźniak z Warszawy, która na basen wejść nie mogła.

Marta Woźniak z Warszawy umówiła się w niedzielę 13 lipca ze znajomymi na basen. Ponieważ obiekt przy ul. Conrada, gdzie na ogół chodzi, jest w remoncie, spotkali się w żoliborskim OSiR-ze przy Potockiej 1. I tu dla niewidomej kobiety, która porusza się z pomocą psa przewodnika, zaczęły się problemy.

- Od razu na wejściu usłyszałam, że z psem nigdzie nie wejdę - mówi Woźniak. Później do rozmowy dołączył ochroniarz. Oboje przekonywali, że regulamin basenu nie pozwala na wejście do "strefy czystości" z psem.

Na basenie przy ul. Conrada Marta Woźniak nie miała takich problemów - pies zostawał po prostu w szatni.

Nieraz spotykała się już z podobnymi sytuacjami. Dlatego też powołała się na ustawę (o rehabilitacji zawodowej i społecznej oraz zatrudnianiu osób niepełnosprawnych), która gwarantuje jej swobodę poruszania wraz z pomagającym jej czworonogiem. Na wszelki wypadek miała ze sobą wyciąg z tych przepisów, a także książeczkę szczepień psa i odpowiedni certyfikat. Pracownicy pływalni nie chcieli jednak ustąpić, choć tłumaczyła, że nie zamierza przecież wchodzić ze zwierzęciem do wody.

Pies może zostać przy kasach, do "strefy czystości" wstępu nie ma

- Poprosiłam o rozmowę z kierownikiem, do którego oni starali się dodzwonić, ponieważ jak mi powiedziano "jest niedziela i nikogo nie ma" - mówi Woźniak. Ostatecznie poinformowano ją, że kierownictwo nie wyraziło zgody na jej wejście z psem na teren basenu. - Kobieta, z którą rozmawiałam, sugerowała, że powinnam przyjść z opiekunem czy przewodnikiem. Strasznie mnie to zdenerwowało, bo jestem osobą niezależną i chcę radzić sobie bez pomocy innych ludzi - tłumaczy nasza rozmówczyni.

Ostatecznie pracownicy na prośbę Marty Woźniak podali na piśmie powody, dla których nie chcą wpuścić jej na basen, a ona sama wróciła do domu. Ale władze pływalni też mają swoje racje.

Sytuacja powtórzyła się, gdy pani Marcie towarzyszyła ukryta kamera.

- Nie mamy możliwości wpuszczania zwierząt do tzw. strefy czystości - mówi Andrzej Ożarek z działu promocji żoliborskiego OSiR-u. Przekonuje, że sanepid mógłby zamknąć placówkę, gdyby ktoś doniósł o obecności psa. - Proponowaliśmy, żeby został przy kasach, nie było przeszkód - zapewnia Ożarek.

Kto się zajmie psem?

Nasz rozmówca potwierdza, że lepszym pomysłem byłoby pojawienie się na basenie z przewodnikiem człowiekiem. - U nas są szafki, które przecież trzeba odnaleźć. Pies i tak by sobie z tym nie poradził. Poza tym, kto miałby się opiekować zwierzęciem pod nieobecność właścicielki? - pyta Ożarek i tłumaczy, że rozumie przepisy, ale w tym konkretnym przypadku ustawowe prawa osoby niewidomej byłoby bardzo trudno zapewnić. Zapewnia, że nie chodzi wcale o czyjąś złą wolę.

Woźniak twierdzi jednak, że przy odrobinie życzliwości i zrozumienia na pewno dałoby się uniknąć problemu. I zapewnia, że nie puści tego płazem. - Najbardziej zależy mi, żeby w końcu zmieniło się nastawienie do ludzi korzystających z pomocy psów przewodników. Dlatego, żeby nagłośnić tę sprawę, zgłosiłam się na policję, do rzecznika praw obywatelskich i pełnomocnika rządu ds. osób niepełnosprawnych - mówi.

Basen, restauracja, autobus...

Przykra przygoda Marty Woźniak to tylko jeden z wielu podobnych przypadków. W czerwcu pisaliśmy o Justynie Kucińskiej, której z powodu psa przewodnika kierowca firmy Contbus odmówił przejazdu busem z Lublina do Warszawy . Z kolei rok temu głośno było o sprawie Doroty Ziental i Sebastiana Grzywacza - niewidomych, których obsługa nie chciała wpuścić z psami do warszawskiej restauracji Blue Cactus. Ta historia ma zresztą swój dalszy ciąg. Niedawno obie strony spotkały się w sądzie. Pierwsza rozprawa odbyła się 30 czerwca. Była skutkiem wszczęcia w grudniu zeszłego roku postępowania przez rzecznika praw obywatelskich.

Niewidomy musi walczyć sam

Teoretycznie sprawa jest oczywista: po jednej z nowelizacji Ustawa o rehabilitacji zawodowej i społecznej oraz zatrudnianiu osób niepełnosprawnych została wzbogacona o zapis, który gwarantuje, że niewidomi mogą zabierać psy do niemal wszystkich obiektów użyteczności publicznej: od urzędów, przez szkoły, restauracje, poczty, aż po autobusy i obiekty sportowe . - Problem polega na tym, że choć ustawa gwarantuje mi prawo do swobodnego poruszania się z psem, to nie przewiduje żadnych sankcji wobec firm czy instytucji, które łamią jej zapisy. Nawet drobnego mandatu - mówi Woźniak.

I tak jest lepiej, ale...

Jej opinię potwierdza Jolanta Kramarz z Fundacji Vis Maior, która kilka lat temu wytoczyła proces sieci Carrefour właśnie dlatego, że nie wpuszczono jej z psem do jednego ze sklepów. - Bardzo bym chciała, żeby to się zmieniło - mówi Kramarz, podkreślając, że obecnie w podobnych, konfliktowych sytuacjach, niewidomy sam musi brać sprawy w swoje ręce.

Jednak nie wszyscy podzielają pogląd, że problem niewpuszczania psów przewodników do biur, restauracji czy środków komunikacji jest nagminny. - Mam wrażenie, że od czasu znowelizowania ustawy problem się zmniejszył. Nie wpływa do nas tyle skarg co kiedyś - mówi Elżbieta Oleksiak, kierownik Centrum Rehabilitacji Polskiego Związku Niewidomych.

W jej opinii wiele zależy od nastawienia konkretnych osób - od ich życzliwości, chęci pomocy. - I dotyczy to zarówno osób pełnosprawnych, jak i niewidomych - zauważa Oleksiak. Przyznaje jednak, że w Polsce wciąż do wykonania jest ogromna praca w zakresie edukowania opinii publicznej na temat sytuacji niewidomych i ich problemów.

Resort: kar za niewpuszczenie nie ma

Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej potwierdza, że ustawa "nie przewiduje sankcji w przypadku nieuwzględnienia prawa wstępu i korzystania z obiektów przez osoby niepełnosprawne poruszające się z psem asystującym". Co więc pozostaje? "Osoba niepełnosprawna może w takim przypadku wnieść powództwo cywilne" - czytamy w oświadczeniu MPiPS.

"Nie chodzi o to, żeby ktoś się kajał"

Danuta Grzybowska z Fundacji Labrador, szkolącej psy pomagające niewidomym, nie chce oceniać przypadku Marty Woźniak. Ale ograniczanie swobody poruszania się niewidomych z psimi przewodnikami nazywa jednoznacznie - dyskryminacja. - Nie wiem, czy to kwestia złych przepisów, czy ludzkiej niewiedzy albo złośliwości. Ostatnio jedna z dziewczyn opowiadała mi, że nie wpuszczono jej z psem do lekarza. Niektórzy przełamują takie trudności jak lodołamacze, buntują się i walczą o swoje. Ale ile jest osób, które w podobnej sytuacji musiały się poddać? - pyta retorycznie Grzybowska.