Obszerny wywiad z przedsiębiorcą zamieszcza dzisiejsza "Rzeczpospolita". Okazuje się, że Falenta, któremu sąd ostatnio cofnął zakaz opuszczania kraju - rezygnuje z prowadzonych przez siebie biznesów. - Sprzedaję zarówno akcje Hawe, jak i ZWG - oświadczył. Na tych transakcjach ponoć jednak nie ma szans zarobić. - Liczę, że stracę maksymalnie około 40 mln zł - przyznaje. - Będę dochodził odszkodowania od skarbu państwa - zapowiada.
Jakie ma plany na przyszłość? - Będę teraz emerytem. (...) Zostaję w Polsce. Nigdzie indziej mi się tak nie podoba. Tyle tylko, że po ostatnich wydarzeniach straciłem motywację do pracy. Zamiast budować firmy i dawać pracę wielu tysiącom ludzi, poświęcę się teraz bardziej swojej rodzinie. Ciężko było mi podjąć taką decyzję - przyznaje.
Sama sprawa zarzutów związanych z aferą podsłuchową zdaje się jednak nie spędzać snu z powiek biznesmena. - Chciałbym zobaczyć jakiekolwiek dowody. Ja też bywałem w VIP-roomie w Sowie. Czy to nie dziwne, że nie dostałem żadnego esemesa ostrzegawczego, że treść nagrań będzie publikowana? - pyta Falenta.
Przypomnijmy - Markowi Falencie oraz jego współpracownikowi Krzysztofowi Rybce postawiono zarzuty współudziału w nielegalnym podsłuchiwaniu polityków i urzędników. Falentę w sprawie ma obciążać kelner Łukasz N., który w restauracji Sowa & Przyjaciele nagrywał spotkania w VIP-roomie.
Chcesz na bieżąco dowiadywać się o najnowszych wydarzeniach? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE na Androida | Windows Phone | iOS